piątek, 18 czerwca 2021

Dziewczyna, która patrzyła w słońce - Anna Szczęsna, czyli czy da się ożenić romans i horror?

 Słońce praży i chyba mnie też jakieś lenistwo ogarnęło letnie, bo sięgam po lektury, po które zwykle nie sięgam. Skoro jednak Allegro sobie życzy, to oświadczam, że nie będzie popeliny - recenzja powstanie, książka przeczytana, a że to czytadło lekkie to i nawet dużo czasu lektura nie zajęła.
Od razu trzeba zastrzec, że to pierwszy tom cyklu, więc nie wiem jak sobie poradzę psychicznie wyglądając kontynuacji - chyba zaczynam rozumieć fanki, które naciskają na autorki i błagają o więcej. To prawie jak z serialem, gdzie musisz czekać na ciąg dalszy. Tyle, że może czas oczekiwania będzie krótszy, bo chyba takie książki pisze się trochę szybciej niż trwa nakręcenie kolejnego sezonu. Może autorka naśladując wykreowaną bohaterkę potrafi w kilka tygodni coś takiego wyprodukować spod pióra i niczym Mróz wrzucać co kwartał kolejne tytuły? Wtedy pewnie dałoby się nawet wyżyć z takiej pracy. O ile wynegocjowało się dobre warunki.
Ten wstęp to nie żadne wyzłośliwianie się tylko nawiązanie do fabuły. Dziewczyna, która patrzyła w słońce ma bowiem bardzo specyficznych bohaterów: pisarkę powieści obyczajowych i pisarza horrorów i mrocznych thrillerów. Poznajemy więc trochę ich tryb pracy, różne problemy i dylematy. Czy prawdziwe? 


To już pewnie musieliby sami pisarze się wypowiedzieć. Ten pomysł jednak, ktoś kto lubi książki, przyjmie z sympatią, może wyobrażając sobie jakichś konkretnych pisarzy w tych rolach. Pełna energii, piękna, zorganizowana i przepełniona tęsknotą do rzeczy pięknych kobieta oraz trochę zamknięty w sobie, mający sporo wad i ulegający różnych pokusom mężczyzna. Tak jak piszą w zupełnie innym stylu i o innych sprawach, tak i trochę inaczej patrzą na świat. Czy jest więc możliwe, by mogli się spotkać, by dobrze im się gadało, by się polubili?
Los sprawił, że się spotkali, choć wcześniej może jedynie myśleli o sobie (i pewnie bez sympatii) patrząc na rankingi swoich książek. Jej optymizm, bijący z niej blask, dla Michała Tarkowskiego jest fascynujący, choć początkowo ją drażni. Justyna Różycka za to od początku z ciekawością przygląda się temu mrukowi i zastanawia się nad tym co kryje on pod skorupą jaką się otacza.
Sympatyczne czytadło, w którym nie brakuje tak znanych książkomaniakom targów, spotkań autorskich, czy festiwali tylko że widzianych z drugiej strony. Przemiany w życiu bohaterów, próby radzenia sobie z trudnymi sytuacjami, sprawiają że lubi się te postacie, jakoś kibicuje im zarówno w sprawach zawodowych jak i prywatnych. Może i wszystko długo się rozkręca, dzięki temu poznajemy ich jednak lepiej. Oczywiście trochę to wszystko cukierkowe, uproszczone (tak jeżeli chodzi o styl jak i o fabułę), ale tak chyba właśnie miało być. To świat ludzi miłych, wspierających się, dzięki czemu nawet kłopoty znosi się łatwiej, o ile człowiek zamknie się w sobie, nie odrzuci innych. Samotność, brak akceptacji i wsparcia ze strony rodziców, czy nawet początki depresji lub wypalenia oczywiście istnieją w tym świecie, ale silniejsze od nich są przyjaźń, miłość, wsparcie, akceptacja... No kto nie lubi bajek? Latem takie lektury chyba smakują najlepiej.
Ode mnie plus za Toruń, który bardzo lubię. I choć pewnie w większej dawce bym takich historii nie zdzierżył, to:
1. jak sama autorka zauważa, są osoby, które właśnie tego w lekturach szukają - optymizmu, szczęścia, słońca i uczuć
2. od czasu do czasu i mi należy się odskocznia od maratonu ze zbrodnią, zagadkami i mrokiem :)

Ach, no dodam jeszcze coś. Czyż nie byłoby zabawnie, sprawić by bohaterowie spróbowali napisać coś w nie swoim gatunku? On romans, a ona krwawy thriller? Ciekawe jak by się odnaleźli w takich klimatach.

2 komentarze:

  1. W książce "Beach read" (Emily Henry) pojawia się motyw zamiany gatunkami przed pisarkę i pisarza :)

    OdpowiedzUsuń