Z racji swojego zawodu, powinienem mocno oburzyć się na ten film, bo jego wymowa nie jest tak jednoznaczna jak by się tego oczekiwało. Muszę jednak przyznać, że gdy nie będziemy tak mocno skupiać się na tym co rzuca się na pierwszy rzut oka, czyli radości życia jakie zdaniem bohaterów tego obrazu daje picie alkoholu, trafnie pokazuje on pewne mechanizmy psychologiczne. Trudno więc przekreślić go, obrażając się za to, że publiczność może go odbierać poprzez pryzmat scen pełnych luzu, zabawy, wywołujących pozytywne skojarzenia związane z piciem. Ta akceptacja, czy nawet tęsknota do wyjścia poza pewne ograniczenia, zwolnienia hamulców, jest tu wyraźniejsza niż szkody, które alkohol wyrządza w życiu ludzi. Imprezowanie do upadłego, rzyganie, jakieś ekscesy są bagatelizowane lub obśmiewane jako mało istotne. I to mnie trochę uwiera w tym obrazie. Dotyka on jednak w ciekawy sposób źródła i potrzeby sięgania po substancje psychoaktywne, czyli zagłuszania własnych lęków, niepewności, kompleksów, ucieczki od problemów.
Każdy z bohaterów "Na rauszu", czterech przyjaciół pracujących w szkole, wydaje się poważnym, statecznym człowiekiem, wyrosłym już z głupich wyskoków i uciekania od odpowiedzialności. A mimo to, zachowują się trochę jak dzieci, szukając sobie "naukowej" wymówki do tego by trochę dać sobie na luz. Picie w pracy, które ma niby otworzyć ich na większą swobodę w procesie nauczania, sukcesy zawodowe, dodać energii, z góry czujemy, że nie może skończyć się dobrze. Oni jednak wmawiają sobie, że wszystko jest idealnie, nie chcą dostrzec żadnego ryzyka. Ucieczka od nudy, monotonii obowiązków i życia, które męczy, może być tylko chwilowa, ale na tym właśnie polega proces oszukiwania mózgu chemią, dostarczaniem szybkiej przyjemności i zapomnienia, że wydaje się to cudownym panaceum na wszystko, za którym potem się tęskni. Można sobie powtarzać, że to tylko picie okazjonalne, że się ma to pod kontrolą, ale system zaprzeczeń i iluzji to nie wiedza tajemna dostępna jedynie terapeutom, każdy może sobie poczytać o tym w źródłach dużo lepszych niż wyrwany z kontekstu cytat z psychiatry Finna Skårderuda, który zainspirował bohaterów do "eksperymentu".
Doceniam więc talent Thomasa Vinterberga, by stworzyć historię, która budzi tak różne emocje - od śmiechu, do gorzkich refleksji, biję brawa za grę aktorską (nie tylko Mikkelsen!), mam jednak w sobie dużo wątpliwości na temat tego czy odbiór tego filmu niesie w sobie coś pozytywnego, jak widzowie widzą jego finałowe przesłanie. Bardzo źle by było, gdyby ktoś komu spodobał się ten klimat pochwały życia i korzystania z niego bez ograniczeń, próbował szukać właśnie w alkoholu metody na zwiększenie swojej odwagi, poradzenia sobie z depresją czy problemami. Granica pomiędzy tym co wydaje się jeszcze bezpieczne, a chwilą gdy już się za alkoholem tęskni, jest bardzo łatwa do przekroczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz