Zespół, który znam od pierwszych płyt (nawet ostatnio odgrzebałem czarne krążki na strychu), nie mogłem więc przegapić ich najnowszego krążka i oby udało się spotkać na rocznicowej trasie koncertowej.
Mimo tego, że nie tak dawno świętowali 30-lecie i też wydali z tej okazji CD, to ten jest trochę inny, bo to aż dwie płyty - jedna z utworami z różnych lat i bardzo znanymi, a druga powiedzmy że to taki materiał ze stron B singli, czyli rzeczy mniej znane, w kilku przypadkach nawet chyba nigdy wcześniej nie publikowane.
A całość daje fajny przekrój twórczości zespołu, który przecież miał dobrą rękę do czegoś co spokojnie można by nazwać przebojami (Karnawał, Flota itp.), potrafił nagrywać z bardzo ciekawymi artystami, ale też zawsze robił wszystko po swojemu.
Rozpoznawalni są nie tylko ze względu na głos Wojtka Waglewskiego, ale i niepowtarzalny saksofon Mateusza Pospieszalskiego. Do tego gitara, choć nie zawsze jest ona tak wyraźnie obecna. I teksty - nie zawsze oczywiste, pełne metafor. Za to właśnie lubimy Voo Voo. Ich energia, pomysł na muzykę, ale i otwartość na poszukiwania - to wypełnia te ponad 40 albumów zespołu. I wypełnia również tą płytę.
Polecam szczególnie uwadze drugi krążek - choć chwilami te rozbudowane suity mogą wydawać się monotonne, ale ile w tym piękna (Sobota).
Z okazji 35-lecia właśnie tyle utworów jako prezent nie tylko dla fanów, ale i dla nowych słuchaczy, którzy pewnie przy pierwszej płycie odkryją ile numerów Voo Voo znają i lubią, choć nigdy o tym nie myśleli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz