Przemka Corso znałem dotąd jedynie z powieści młodzieżowych, takiej całkiem fajnej mieszanki przygodowo-kryminalnej. A tu proszę - rasowy, mocny thriller z ciekawym rozegraniem zakończenia, no i te portrety. Postacie w "Serca twego chłód" są nie tylko dobrze wymyślone, ale każda z nich ma przestrzeń na to, by opowiedzieć nam swój punkt widzenia, wyrzucić z siebie frustracje, złość, lęki. Dzięki temu wydaje nam się, że mniej więcej wszystkich znamy, że wiemy do czego są zdolni, niektórych lubimy bardziej, innych mnie. Przemek Corso nie owija bowiem w bawełnę, nie wygładza fałdek, żeby wszystko wyglądało ładnie - wręcz odwrotnie, to co wygląda na idealne życie, bardzo często wcale takim nie jest. Wciągani jesteśmy w analizę związków, relacji, tego na ile ktoś czuje się wspierany, czy kochany... Zbrodnia jest ważna dla fabuły, ale naprawdę nie ona jest tu najciekawsza. To postacie stanowią siłę tej książki - to że nas zainteresowali, to że rozumiemy ich lęk, czy załamanie, że wszystko spieprzyli. I owszem - gdy mrok ogarnie nie tylko ludzi im nie znanych, ale ich samych i bliskich, poczujemy ten dreszcz emocji, jak może być spotkanie z psychopatą. Czy sobie poradzą?
Miałem co prawda parę razy moment refleksji, że nie wszystko trzyma się kupy, że jest trochę nielogiczności, których nawet finał nie wyjaśnia, ale co tam - w tym przypadku liczyły się emocje w trakcie lektury, a ich nie brakowało. Rzadko się zdarzało mi czytać thriller, w którym trochę mniej mnie interesowały same wydarzenia, a bardziej to jak one zmienią bohaterów. A tu właśnie tak jest.
Ta ciemność, która ogarniała bohaterów, przypominała mi trochę książki Bednarka, ale nie ukrywam, że tu postacie wydają mi się bliższe życiu.
Wciągająca rzecz, niezłe twisty, oj lubię takie rzeczy. A teraz mecenas Lewandowska na tapetę, więc może być tylko lepiej (ale inaczej).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz