Pokochałem bohaterów Dożywocia, ale wciąż się nie mogę nadziwić z jaką przyjemnością, ja stary koń pod 50-tkę, czytam odgałęzienie tej serii dla dzieciaków. To jakby na chwilę człowiek cofał się do czasów gdy sam był prawie nastolatkiem, odkrywał pierwsze książki przygodowe, ale wokół siebie wciąż wyszukiwał okazję do wypraw i czegoś ekscytującego (nawet jeżeli to były miejsca nie zalecane przez dorosłych). Trochę z tej atmosfery odkrywam w serii o Małym Lichu, czy raczej o Bożku i jego cudownej i bardzo dziwnej rodzince.
Chłopiec wyrasta wśród potworów, dziwadeł, duchów i innych mniej lub bardziej niesamowitych stworzeń, bo jego rodzice nie widzą w tym nic złego. Zdecydowali jednak, by poszedł do normalnej szkoły, by bawił się z rówieśnikami, więc jest w nim zarówno cząstka tego świata, który dla jego kolegów jest raczej niedostępny, ale i normalne doświadczenia, emocje, jakich doświadcza każde dziecko. Bawiąc się, ciesząc, obrażając, strojąc fochy, wstydząc błędów, musząc przeprosić, czując dumę, smutek, tęsknotę, czyli przeżywając to wszystko na co składa się życie, wciąż dorastamy, rozwijamy się, w naturalny sposób ucząc się tego co trzeba. A dorośli nie muszą jedynie chuchać i dmuchać, we wszystkim pomagać, zabraniać, ale po prostu być obok gdy trzeba. To właśnie kocham w książkach Marty Kisiel w tej "dziecięcej" serii. O ile w "Dożywociu", znajdziemy jakieś elementy fantasy i humoru, to trudno powiedzieć, żeby czegoś uczyły. A te uczą! Zarówno dzieci, jak i dorosłych. Uczą tak wiele! I w tak mądry sposób.
Bo w życiu najważniejsze jest dobre serce, a nie liczba rogów na łeb kwadratowy!
Takich cytatów pewnie można by wyciągać więcej, a każdy z nich oddaje ducha tych książek. Pochwały poszukiwań, ciekawości, wyobraźni, w które dorośli starają się zbytnio nie ingerować, ba, nawet wspierać, gdy mogą jedynie pokazywać również to jak mogą nas uczyć własne błędy, jak radzić sobie z trudnymi emocjami, co to znaczy przyjaźń, czy odpowiedzialność. Wielkie słowa? Musielibyście jednak przekonać się, jak fantastycznie udaje się to wplatać w wydarzenia, które same się dzieją, w ten dziecięcy świat przygód, leniuchowania, wygłupów, obżerania się i przekomarzanek.
Bożek spędza wakacje u ciotki Ody i wreszcie dochodzi do konfrontacji Małego Licha, jak by nie patrzeć stworzenia anielskiego i Bazyla, który jak pamiętamy jest rogaty i bynajmniej nie jest kozą, choć czasem taką przed ludźmi udaje. Lato z diabłem i aniołem, którzy chwilami są równie rozbrajający jak i 10 latek. I dołóżcie do tego kolegę z klasy Bożka, który bynajmniej go wcale nie lubi... No to jak myślicie będą to udane wakacje, czy jednak wielka klapa? Będzie chwilami strasznie, chwilami trudno, ale przecież nikt nie obiecywał, że to będzie bajka, prawda?
Zanurzcie się w ten świat, namawiam Was gorąco jeżeli jeszcze Małego Licha nie poznaliście. Może niewiele czytam książek dla tej grupy wiekowej, więc nie mam porównania czy to najlepsze co jest na rynku, tą serię jednak rekomenduję całym sercem. Pokochałem ją za ciepło jaką zawiera, cudowną empatię do stworzeń wszelakich, pokazywanie, tego by nie ulegać pierwszemu wrażeniu, za humor, cudownie nakreślone postacie, ale przede wszystkim za to, że to lektura i dla małych i dla dużych. Taka która jest mądra, nie infantylna i potrafi przenieść w świat rzeczy najważniejszych. Choćby takich jak Ptasie Mleczko, które potrafi pomóc na prawie wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz