Nowy serial ekipy „Downton Abbey” przypomina poprzednią produkcję, choć wydaje się trochę nudniejszy. Pierwszy odcinek rozczarował, potem jednak trochę się wciągnąłem i tych elementów, które przypominają poprzednią produkcję jest coraz więcej. Obok obrazków z życia wyższych sfer oraz tych, którzy do nich aspirują, pojawia się coraz więcej scenek ze służbą, która plotkuje, knuje intrygi, narzeka i marzy...
Raptem 6 odcinków, ale fabuła jak w telenoweli na 100, tyle że w kostiumach. Sekrety, romanse, nieślubne dzieci, aspiracje i zadzieranie nosa. Julian Fellowes, który stoi za powieścią, która stanowiła podstawę scenariusza, znany jest z tego, że świetnie potrafi odmalować świat angielskiej arystokracji XIX wieku.
Wszystko zaczyna się w Brukseli, tuż przed bitwą pod Waterloo, a potem przenosimy się do Londynu, w którym jeden z bohaterów
snuje wizje budowy nowych dzielnic. Jest stylowo, choć to oczywiście kino dla tych, którzy lubią kostiumowe i trochę sztywne scenki, w których emocje kipią, ale skrywane pod cylindrami i krynolinami.
Ciekawie pokazano konflikt pomiędzy arystokracją i ludźmi zbijającymi majątek na handlu - nagle na salonach pojawiają się ci, których nigdy by tam wcześniej nie wpuszczono.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz