piątek, 14 sierpnia 2020
Potop - Salcia Hałas, czyli ballada o rezygnacji
Po lekturze takiej książki, to i notka powinna być jakaś wyjątkowa.
Urywana.
Chaotyczna.
A jednocześnie udająca, że jest w niej więcej treści niż naprawdę jest.
Tylko ja chyba tak nie potrafię.
To nie tylko zabawa formą, tworzenie poematu prozą.
Konstrukcja tekstu.
Trzeba jeszcze mieć w głowie jakąś historię.
I choćby się wydawało komuś, że tu nie ma treści, nie ma akcji, to przecież ważne są postacie, choćby i przerysowane oraz realia w jakich tkwią, jakoś już wcale tak nie odległe od rzeczywistości.
Ludzie obserwują zachodzące zmiany, a ponieważ wiele z nich, choćby te zachodzące w nich samych, wcale nie są wesołe i optymistyczne, to i wypatrywanie końca świata nie powinno nas dziwić. On może być końcem tego co i tak zmierza w niedobrą stronę, może dać wreszcie oddech, przynieść koniec męki. No bo ile można się użerać z codziennością, bez żadnej satysfakcji, bez słowa dziękuję, bez chwili dla siebie.
Jest w tej historii o trzech kobietach - wiedźmach, próbujących pomagać potrzebującym pomocy troszkę surrealizmu, ale i dużo goryczy. Deweloper, który za wszelką cenę próbuje pozbyć się niewygodnych dla siebie mieszkańców, urzędnicy, którzy nie interesują się "slamsami", nawet media, które najchętniej obok biedy i problemów, pokażą pijaństwo, by widz dostał od razu gotowe odpowiedzi na pytania, skąd te problemy się biorą - to wszystko obrazki, które pewnie zna wielu mieszkańców mniejszych i większych miast. To nie jest przecież opowieść tylko o gdyńskim "Pekinie". I podobnie gorzkie są kpiny z tego co oferuje bohaterkom świat jako pomoc na ich bolączki - żadne enefzety, żadne mopsy, poradniki, czy terapeuci nie dadzą im rozwiązań ani lekarstwa. Zostają więc we własnym sosie - ziół, domowych rad, plotkowania, wspólnej kawki, drobnych przyjemności.
Radości z życia? A jakie radości może dawać życie? Życie jest po to by trwać. By zapieprzać nie wiadomo po co. Bo już nawet te wszystkie promocje na bilbordach ani telewizja radości nie dają jak kiedyś. Może więc najlepszym wyjściem jest stanąć przed domem i wyglądać znaków końca świata?
Tam gdzie inni głoszą postęp, nowoczesność, Salcia Hałas zauważa tych, którzy nie mają szans na niego się załapać, a może nawet będą jego ofiarami. Nie będzie sadów, łąk, sąsiadów, którzy się znają, powstaną za to piękne apartamentowce, które wypełnią się ludźmi goniącymi za namiastkami szczęścia. Postęp? A może jednak rozpad tego co najważniejsze, czyli miejsca na tym świecie, gdzie człowiek żyłby w spokoju i w zgodzie z naturą?
Bo po nas choćby i potop...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz