wtorek, 11 sierpnia 2020

2xBurton i Deep, czyli Sweeney Todd i Mroczne cienie

Tim Burton w duecie z Johny'm Deep'em stworzyli kilka niezapomnianych produkcji. Niestety zdarzyło się im tworzyć też rzeczy mniej udane. Można w nich dostrzec pewne elementy, które gdzie indziej zagrały, ale jak widać nie zawsze szablon się sprawdza. Nie wystarczy Deep w kolejnych maskach, minach, makijażach, nie wystarczy humor, bajkowa scenografia i odrobina okropieństw. Aby było oryginalnie musi być materiał wyjściowy.
Tymczasem "Mroczne cienie" od początku trąciły kiczem - to produkcja zdaje się z lat 60, serialowy koszmarek, opera mydlana z wątkami demonicznymi nie jest tak komediowa jak Rodzina Adamsów, ale jej fabuła jest zbyt prosta i dziecinna jak na poważny film dla dorosłych.


A kasy widać wpompowano w to więcej chyba niż w poprzednie filmy, bo efektów sporo. W pastiszowej konwencji pewnie niektórzy będą się dobrze bawić, ale jak dla mnie niestety to "wypadek przy pracy" i można sobie spokojnie darować go śledząc filmografię Burtona. A czy warto zobaczyć Deppa w roli wampira, który wstaje z grobu po 200 latach i stara się zawalczyć o swoich potomków? Jak ktoś lubi jego wygłupy to warto.

W drugiej produkcji podobał mi się jednak dużo bardziej. Mniej groteskowy, mniej zabawny, bardziej demoniczny. Tu również obok niego możemy zobaczyć w roli ciekawszej niż w Mrocznych Cieniach, Helenę Bonham-Carter.
Tu również materiał wyjściowy jest wtórny - ale połączenie musicalu, jego mrocznej atmosfery z wyobraźnią Burtona dało świetny efekt. Oczywiście nie wszystkim się musi podobać - aktorzy nie są doskonali w swoich śpiewanych kwestiach, cała historia pełna jest przemocy, zła i brudu, mimo wszystko trudno odmówić filmowi klimatu i tego, że zostaje w głowie.
Legendarny londyński golibroda będzie mścił się za doznaną niesprawiedliwość, a skoro nic dobrego nie zaznał od ludzi, toteż za nic ma skrupuły i zasady moralne. Ważny jest cel - zemsta, na tym, kogo obwinia za doznane krzywdy. Skoro trzeba, to do celu będzie zmierzał po trupach.  
Ponury to obraz, jak na musical na pewno nie z tych, które wpadają w ucho. Zadziwiająca mieszanka - horror i opowieść o miłości w scenerii Londynu jakiego dawno na ekranie nie widzieliśmy. Film dziwny, ale bardzo go lubię.

2 komentarze: