niedziela, 27 października 2019

Wyjście przez sklep z pamiątkami, czyli kup pan sztukę

Notka na szybko. Powrót z Krakowa z Targów, a jutro znowu w trasę i to za kółkiem. Zdobycze książkowe powiększają stos, troszkę wyrzuty sumienia, ale i banana na twarzy. 15 córa, 11 ja, choć kilka na prezenty.

Dziś o nietypowym dokumencie. Bo z jednej strony to spora dawka informacji o artystach z ruchu street artu, a z drugiej kpina z tych, którzy za wszelką cenę chcą ich dzieła traktować jako dzieła sztuki, których miejsce jest w muzeum albo w zaciszach kolekcji bogaczy. Banksy, czyli tajemnicza gwiazda tego ruchu, jeden z najsłynniejszych artystów street artu nie raz żartował sobie z bogaczy, wystawiając swoje dzieło na licytację, po czym uruchamiał mechanizm samozniszczenia, budząc grozę u marszandów.


Banksy sam pojawia się tu jako jeden z bohaterów, ale główną "gwiazdą" jest koleś, który najpierw towarzyszy różnym artystom w ich pracach, podgląda ich, a potem postanawia zostać jednym z nich, kopiując różne pomysły ile wlezie. Punktem wyjścia miał być film dokumentalny, ale on nigdy nie powstał, mamy więc film o filmie... Kręcenie z ręki, a potem jedynie jakieś komentarze na temat tego co zrobił Thierry Guetta, udając ich fana, kolegę, specjalistę od tego co leży u podstaw ich pracy. Tyle że chyba niewiele zrozumiał, skoro jedynie co zrozumiał to liczba dolarów na koncie.
Sztuka ulicy miała poruszać emocje, być znakiem sprzeciwu wobec dzieł do których mają dostęp nieliczni. A tu okazuje się, że nawet z żartu, z happeningu maluczcy potrafią zrobić sobie pomnik, który będą czcić jako coś o wartości na jaką stać nielicznych. Ciekawy film. Zabawny, ale i do refleksji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz