poniedziałek, 14 października 2019

Krzesła, czyli wyspa samotności i niespełnienia

Ten spektakl wystawiony w Teatrze Polonia nie należy do łatwych. I nie jest przyjemny. Za to jest ciekawy, bo można go odczytywać na wiele sposobów, odkrywać różne płaszczyzny, w których funkcjonują bohaterowie, sprawdzać swoją spostrzegawczość, wyłapywać niuanse.
Eugene Ionesco, autor „Krzeseł” nie jest moim ulubionym autorem. Mam z nim taki problem, że po jego sztukach zawsze mam w głowie: „czy aby na pewno o to chodzi, czy dobrze to odczytałam?”. Jednocześnie coś mnie do niego ciągnie, coś mnie niepokoi w jego pokręconej narracji, coś każe dalej próbować rozgryzać jego wizje świata, życia, ludzi, sposobu życia.
Ona i On. Stara i Stary. Dwójka starych ludzi mieszkających na wyspie, na której nikt ich nie odwiedza od 10 lat. Słabych, zdanych na siebie, znających się na wskroś, wiedzących o sobie wszystko, którzy u schyłku życia rozpamiętują sprawy dawno minione, chwile razem przeżyte… ale między wypowiadanym słowami, ukryte pod miłymi zdrobnieniami: „kotku” i „żabko”, zaczyna wyzierać jakaś złość, jakiś żal.
 
Niby się wspierają, ale jednak wyłazi szparami jakaś pretensja za niespełnionymi marzeniami, nieodkrytymi miastami, niespotkanymi ludźmi. I kiedy tak stawiają na scenie kolejne krzesła dla tych, którzy przybyli na odczyt Starego, to jednocześnie i te osoby i te krzesła są symbolem tego wszystkiego czego Ona i On nie osiągnęli ani jako małżeństwo, ani jako każde z osobna. Są tam i niespełnione marzenia o podróżach do miejsc nieokrytych, ale i marzenia o sławie, a może chociażby o docenieniu, marzenia o zaszczytnej karierze, o dzieciach, o szczęśliwej rodzinie… Nic z tego nie wyszło. Czy to przez jego nieumiejętność nawiązywania dobrych, trwałych relacji, czy raczej przez to, że tak właściwie nie miał nic mądrego do powiedzenia, choć Stara bezustannie powtarzała mu, jak bardzo jest zdolny, ile mógłby osiągnąć gdyby tylko chciał. A może przez to, że mu się nie chciało, bo jak to określiła Stara „zdradził swoje powołanie”. A może niedobry los pociągał za złe sznureczki… Niespełnione marzenia, zaniechane pragnienia, lęk przed samotnością, rozgoryczenie życiem, pustka na przyszłość.
To gorzki utwór, choć reżyser spektaklu - Piotr Cieplak podszedł do swoich bohaterów z ciepłą wyrozumiałością . Jednocześnie ukłony za dobór aktorów, chyba najlepszych do tej roli ,co zdecydowania odbija się na jakości gry. Leon Charewicz jako Stary i Ewa Szykulska jako Stara – mistrzostwo.
Spektakl nie dla każdego, ale bardzo dobry.
Polecam
MaGa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz