A tu jest i dowcip, i pomysł, i coś jeszcze co zostaje w głowie.
Zdaje się, że wcześniej spektakl był grany w Teatrze Kamienica, ale nam udało się go upolować w jednym z domów kultury (a wtedy cena biletów jest naprawdę atrakcyjna).
Z początku konsternacja... Co się tam dzieje, jakieś przepychanki przed wyjściem na scenę, chaos, potem krok po kroku wchodzimy w pewną historię. I nadal jest w nas zdziwienie: że tylko dwójka, choć przecież ról jest więcej, że ewidentnie wydają się zagubieni, wchodzą i wychodzą za parawan (istotny element dekoracji)... Rozkręcają się, robi się coraz bardziej zabawnie i energetycznie, a potem...
Potem następuje coś bardzo zaskakującego, bo następuje krótka przerwa, przedstawienie zostaje przerwane, parawany zostają odwrócone i oto jesteśmy za kulisami, aktorzy są do nas odwróceni tyłem i oglądamy wszystko od początku, tyle że od tej drugiej strony. Dopiero teraz uświadamiamy sobie z czego wynikały pewne niedociągnięcia, jak emocje pary przekładały się na to co pokazywali publiczności. Coraz bardziej zdeterminowani, ale i wściekli na siebie...
Ona i on. Kiedyś tworzyli parę, teraz zabiegani łapią różne fuchy by przetrwać jak wielu innych młodych aktorów. Gdy jednak pada hasło, by pomóc i zagrać, trzeba jednak biec i zagrać jak w dawnych czasach. Chyba jednak nie spodziewali się, że będą tylko we dwójkę, a sztuka jest z siedmioma rolami do zagrania.
Hanna Konarowska i Sebastian Cybulski dają z siebie naprawdę dużo i nie chodzi jedynie o samo tempo, gdy trzeba błyskawicznie za parawanem zmienić swój wygląd i wyjść jako inna postać. Tu wszystko grane jest na dużych emocjach. I to się czuje i za to dostają brawa. Sztuka z humorem, ale i z niegłupią historią. Zelenka opowiada o swoich bohaterach z nutką ironii i ogromną dawką sympatii. Tym razem nie tylko pośmiejemy się z aktorów, którzy próbują z chałtury zrobić coś sensownego, ale i przyjrzymy się temu jak niełatwo bywa z budowaniem związków. Młodzi, nie zawsze dojrzali, często mówią że dają z siebie wszystko, ale jak to jest naprawdę widać dopiero z boku. A może i sami to dostrzegą z perspektywy czasu.
Tak
się złożyło, że po raz kolejny obejrzałam spektakl „Rozkłady
jazdy” (autor: Peter Zelenka) w Domu Kultury KADR (pierwszy raz
widziałam go w Teatrze Kamienica w 2017 r.) i mimo, że upłynęło
trochę czasu od premiery, dalej ten spektakl wybrzmiewa młodzieńczą
werwą dwojga bohaterów: Hanny Konarowskiej i Sebastiana
Cybulskiego, dalej zdają się oni bawić konwencją sztuki (teatr w
teatrze) i dalej wręcz brawurowo odgrywają swoje role.
Ten
spektakl trudno polecić w taki sposób, żeby nie zdradzić fabuły,
bo cały jego urok leży na zaskakiwaniu widza sytuacjami, które
jednocześnie zaskakują bohaterów . To coś na kształt skeczu
Kabaretu Ani Mru-Mru gdzie dwójka pijanych wykonawców ma odegrać
bajkę „Czerwony Kapturek”. Tu jest podobnie, choć na trzeźwo.
Z siedmioosobowej obsady została trójka aktorów, z czego w
ostatniej chwili jeden z nich nie dociera na spektakl. Pozostała
dwójka musi sobie radzić… z zaistniałą sytuacją, ze stresem, z
emocjami, odpowiedzialnością. Jest więc momentami śmiesznie,
momentami groteskowo, a momentami wręcz smutno. Bo gdzieś tam
między usiłowaniami wybrnięcia z sytuacji, pomyłkami, wdziękiem,
gonitwami, przebierankami… nagle zaczyna się nam klarować
spojrzenie na życie aktorów poza sceną, ich wzloty i upadki w
życiu prywatnym, miłości (które się wypaliły), tęsknoty (które
dalej się tlą w duszy), szukanie sponsorów, konieczność grania
nie tego o czym marzą, bo trzeba jednak za coś żyć, a życie nie
rozpieszcza.
I
tak jak w pierwszym widzianym przeze mnie przedstawieniu, tak i w
tym, mogę śmiało podkreślić, że Hanna Konarowska i Sebastian
Cybulski stanowią bardzo ładnie zgrany duet, świetnie sobie
partnerują. A trzeba podkreślić, że to spektakl oparty na tempie,
więc mają dodatkową trudność do pokonania… ale radzą sobie z
tym świetnie.
Polecam
MaGa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz