środa, 16 października 2019

Boże ciało, czyli to co z tą belką w oku

Jan Komasa po raz kolejny udowadnia, że nie boi się wyzwań i niełatwych tematów. "Boże ciało" przez niektórych odbierane jest jako film antyklerykalny, jako atak na obłudę społeczeństwa, które wartości i wiarę katolicką ma na ustach, ocenia i potępia innych, ale swoich win nie widzi. Można rzeczywiście dostrzec takie nuty w tym obrazie, ale przede wszystkim to wołanie o wiarę. To tęsknota za czymś czystym, za przebaczeniem, oczyszczeniem, za możliwością rozpoczęcia od nowa. Bohater przecież niejedno ma za uszami, wyrok w poprawczaku nie jest za niewinność. I choć koledzy może śmieją się z niego, że służenie do mszy i bliska relacja z księdzem to koniunkturalna próba walki o wcześniejsze wyjście z placówki, dla niego naprawdę wiara stała się czymś ważnym.


photo.titleNie wykorzystuje szansy jaką mu podsunięto, czyli praca w tartaku w zamian za skrócenie wyroku - nie chce harować za grosze i na lata skazać się na wegetację. Zdaje się na los, a ten prowadzi go do kościoła. Żart, może chęć popisania się poprzez podanie się za księdza, po chwili zmienia się w sytuację, z której już trudno się wycofać. Chłopak więc tak jak potrafi, wchodzi w tę rolę całym sobą. To co robi jest szczere, bardzo bezpośrednie, nie widzimy w nim chęci zysku, zabawy... Chce być z ludźmi i dla ludzi. Jednak nie po to by się im przypodobać, rządzić nimi, ale przekazać to co czuje, co dla niego jest ważne. Może właśnie stąd coraz bardziej narastający konflikt, gdy próbuje naprawić ranę, która w tej niewielkiej społeczności jest bardzo rozogniona. Przecież wiara nakazuje przebaczenie, modlitwę nawet za prześladowców i wrogów... A tu okazuje się, że poczucie krzywdy przerodziło się w jawne okazywanie nienawiści i wykluczenie ze społeczności osoby, która na pewno na to nie zasługiwała.
Młody Bartosz Bielenia gra po prostu brawurowo, jakby specjalnie dla niego tylko napisano tą rolę. I tak naprawdę dzięki niemu i mądremu scenariuszowi nie ma w tym obrazie sztuczności, przerysowań. Ba, nawet te akcenty krytyczne wobec zakłamania wierzących, nie przekształcają się w wojnę, w oskarżenie, wywyższanie się (jak np. u Szumowskiej) - "ksiądz Tomasz" zarówno dla nich, jak i dla siebie jest wołaniem o miłosierdzie, pojednanie, przypominaniem, że wszyscy jesteśmy grzesznikami.
Może i nie wszystko w tej historii mi zagrało, mimo wszystko jednak muszę przyznać, że porusza emocje jak niewiele polskich produkcji w ostatnich latach. A rola Bieleni po prostu fenomenalna!

3 komentarze:

  1. Jak tylko będzie w sieci obejrzę....Twoja mądra i wyważona opinia bardzo zachęca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. naprawdę mi się podobało. Nie było tego dorabiania na siłę "gęby" wszystkim wierzącym, duchownym jak np. w Twarzy

      Usuń
    2. I o to właśnie chodzi....

      Usuń