wtorek, 9 stycznia 2024

Kiedy stopi się lód, czyli dlaczego tak boli

Film dla wrażliwców, ale i cholera chyba ich najbardziej będzie bolał. Nie mówcie że nie ostrzegałem.

Poznajemy Evę, nieśmiałą dziewczynę, pracującą na co dzień jako asystentka fotografa. Gdy już czasem się przełamie i umówi na randkę, szybko okazuje się że nie bardzo potrafi się zachować - albo za szybko przekracza granicę albo ucieka. Jest niepewna siebie, samotna, właściwie fajną relację ma jedynie z młodszą siostrą, która próbuje się właśnie usamodzielnić i urządza nowe mieszkanie. Eva z jakiegoś powodu unika spotkań z rodzicami, ma jakąś urazę, której siostra nie do końca rozumie. Ten punkt wyjścia, gdy jesteśmy pełni pytań, otwiera przed nami podróż w przeszłość, do wspomnień z dzieciństwa. Eva powraca do miejsc fizycznie i do tamtych przeżyć w swojej głowie. I buduje pewien plan, który gdy sobie go uświadomimy, zmrozi nam krew w żyłach.

To film, w którym świat widzimy przez większość czasu oczyma trzynastoletniej dziewczynki. Chce się cieszyć, bawić, ale dom nie zawsze daje jej taką możliwość, a uzależniona matka częściej ją rani niż przytula. Chce się podobać, choć kumple widzą w niej raczej towarzyszkę wygłupów niż obiekt zainteresowania. Wciągnięta w ich zabawy, staje się obserwatorką i cierpi w milczeniu.


Po tylu latach wciąż pamiętać tak wyraźnie każdą chwilę, każdy upalny dzień, głupi pomysł, radość i ból... Szczególnie ten ostatni. I to, że została z tym sama. To ją odmieniło i nie potrafi żyć tak jak inni, odcinając się od przeszłości. Ona wciąż w niej siedzi. I oto po latach postanawia się z nią rozliczyć.

Kapitalne sceny z dzieciństwa, autentyczne emocje (Rosa Marchant jest niesamowita), niespieszny sposób opowiadania i dramatyczny finał. To wszystko sprawia, że ta historia zostaje w głowie. I jeszcze mocniej przypomina o tym, by nie bagatelizować krzywd jakich mogą doznać dzieci, by je wspierać, bo to nieprawda, że "czas zaleczy rany". Czasem zapomnieć jest bardzo trudno.
 
„Jak stopi się lód” to adaptacja debiutanckiej powieści Belgijki Lize Spit, jednego z najgłośniejszych tytułów współczesnej literatury flamandzkiej, w Polsce wydanego w 2018 roku pod tytułem „Szpadel”. Książka trafiła w ręce Veerle Baetens – belgijskiej aktorki, która postanowiła zaadaptować go jako swój reżyserki debiut. I dodajmy świetny debiut, mocny, ale jednocześnie nie epatujący dosłownością.

Zwykle preferuję i biję mocniej brawa filmom, które dają nadzieję, niosą otuchę. Tym razem jednak pozostaje mi tylko zamilknąć, żeby się nie wymądrzać. Ale ważne by wybrzmiało to:

Jeżeli zmagasz się z kryzysem emocjonalnym, traumą, masz autodestrukcyjne myśli, pamiętaj, że są ludzie, którzy nie zostawią cię z tym samej / samemu. Zadzwoń pod bezpłatny numer telefonu 800 70 2222 Centrum Wsparcia dla Osób Dorosłych w Kryzysie Psychicznym lub 116 123. Jeżeli jesteś nastolatką / nastolatkiem - również i dla Ciebie jest pomoc - zadzwoń pod numer 116 111. Więcej numerów kontaktowych znajdziesz m.in. na stronie http://www.pokonackryzys.pl/.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz