poniedziałek, 29 stycznia 2024

1670, czyli witajcie w najpotężniejszym państwie na świecie

Nie spieszyłem się z pisaniem o tym serialu, wszyscy chyba zdążyli już sprawdzić czy to poczucie humoru im odpowiada, ale dla formalności trzeba jednak napisać kilka zdań. Pewnie nie odkrywczych, jak zwykle jednak notuję swoje refleksje, a nie mam presji, żeby gdzieś to potem publikować, chwalić się, wymądrzać...

Formułę mockumentu twórcy serialu na pewno zgrabnie wykorzystali, a dzięki kasie z netflixa, nie musieli się martwić o detale (ten dwór! to błoto!). I to połączenie na pewno zachwyca. Plenery, stroje, dbałość o realizm, a jednocześnie cały czas zabawa nawiązaniami do współczesności, śmieszkowanie, stanowią o sile 1670. Dobry scenariusz, dialogi no i casting zagrały na 100% - tu prawnie nie ma słabych punktów. No dobra, wchodząc w poszczególne sceny można już wskazać, że jedne śmieszą, inne nie, że bywa już spadek energii, ale mimo wszystko - utrzymać uwagę widza na podobnym poziomie wcale nie jest łatwo. A tu nie chodzi jedynie o przebranie postaci w kostiumy i opowiadanie jakichkolwiek dowcipów, trzeba zadbać by historia jakoś się kleiła, żeby nie było zażenowania, a humor zbyt chamski. Przyznaję - zwiastun już dawał nadzieję na coś fenomenalnego, a całość raczej nie rozczarowuje.


Bywa chwilami słabiej, choćby cały wątek romansu pomocnika kowala i córki głównego bohatera, właściciela połowy wsi, dumnego sarmaty widzącego dla niej karierę w małżeństwie z jakimś magnatem. Niektóre postacie wykorzystano jak na ich potencjał zbyt słabo (młodszy syn Jana Pawła Adamczewskiego), a inne były trochę dziwaczne (żydowski karczmarz, którego pragnieniem było brać udział w jakimś tajnym spisku). Całość zresztą sprawia wrażenie zbioru scen powiązanych dość luźno - odcinek był jakąś historią, ale poszczególne fragmenty nie zawsze się kleiły. 

Czemu zatem to taki fenomen? Ano pewnie dlatego, że z pełną powagą, wygłasza się tu wiele kwestii, które natychmiast mogą stać się kultowymi dowcipami. Ważny jest kontekst: zapatrzony w siebie ale raczej nie grzeszący mądrością sarmata i czasy, które niezależnie od zdolności przydzielały ci miejsce w systemie zależnie od stanu urodzenia. W centrum jest Pan, praca dla niego i wymuszona wdzięczność za każdy okazany akt dobroci, choćby to było jedno uderzenie mniej kija, patriarchat, niechęć do obcych, religia i duma narodowa, nie mająca nic wspólnego z rzeczywistym stanem państwa i jego budżetu. Reszta, a choćby i rodzina, konieczność jej nakarmienia, dach nad głową, są dla głównego bohatera drugorzędne... 


Jak przekonać chłopów do pracy, niewiele im płacąc, jak znaleźć córce wysoko postawionego męża, a najstarszemu żonę, która będzie przynajmniej z tego samego stanu, no i najważniejsze - jak tu realizować swoje ambicje o władzy i sławie, skoro ma się w posiadaniu jedynie połowę niedużej wsi, bo drugą połowę trzeba było oddać gdy brakowało kasy i teraz trzeba każdego dnia patrzeć na znienawidzonego sąsiada, który jakoś lepiej sobie radzi ze swoją połową... Witajcie w Adamczysze. 


Zdecydowanie, mógłbym notkę zbudować z samych cytatów, jak choćby "jesteś swój chłop. no tak tylko się mówi, bo jesteś mój chłop", "wszystko musiałem sam odziedziczyć" albo najlepsza strategia na sejmik "ja Panu nie przerywałem!". To tworzy klimat, dzięki temu serial się zapamięta na długo. Bawi autentycznie, nawet jeżeli niektóre rzeczy to już trochę jazda po bandzie i zbytnie uwspółcześnianie (dzień tolerancji religijnej) czegoś co miało być mocno osadzone w historii. Ale w tym cały urok, by zderzać tamtą mentalność pokazaną zupełnie poważnie, z sytuacjami gdy ktoś próbuje się temu sprzeciwiać ("a może jeszcze mam ramiączko pokazać?"). Oby kontynuacja była równie świeża i dobra, bo zdecydowanie jak na nasze poletko, dostajemy coś nowego. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz