sobota, 9 grudnia 2023

Ewangelia dzieciństwa - Lydia Millet, czyli co nam macie do przekazania

Przedziwna, ale i bardzo ciekawa powieść. Można by ją potraktować jako ostrzeżenie przed katastrofą klimatyczną spowodowaną niefrasobliwością pokoleń dziadków, rodziców, a spadającą na dzieci. Tak naprawdę jest tam jednak sporo więcej - to nie tylko opowieść o braku zrozumienia między pokoleniami, o dojrzewaniu w dużo szybszym tempie, a jednocześnie braku samodzielności... Nie oszukujmy się, wszystkie pokolenia urodzone już po wojnie, w Europie mają coraz bardziej cieplarniane warunki, wszystko się im starano zapewnić. Świat jednak tak szybko się rozwija, że szybko to oni stają się przewodnikami po nim dla swoich rodziców czy dziadków. Czują się więc zagubieni, bo nie przy nich prawdziwych nauczycieli, mistrzów, którzy by tłumaczyli wszystko, nie ma drogowskazów porządkujących np. kwestie wartości. Masz pytanie? Wklepujesz je do przeglądarki. I już wiesz. I rośniesz w przekonaniu, że tak naprawdę ci dorośli do niczego nie są potrzebni, że są opresyjni, zbyt opiekuńczy, kontrolujący, no po prostu najlepiej jakby ich nie było. 

Zabawa grupy nastolatków w trakcie urlopu rodzinnego organizowanego w dużym kręgu znajomych, by nie przyznawać się do swoich rodziców, by cały czas udawać że się ich nie zna i by funkcjonować zupełnie niezależnie od grupy dorosłych, początkowo może wydawać się niewinnym żartem. Potem jednak stanie się koniecznością.


Rodzice rzeczywiście w oczach dzieciaków są mało odpowiedzialni i rozgarnięci - piją, ćpają, pieprzą się, gadają i to im wystarcza. O dzieciach przypominają sobie gdy rozpoczyna się kataklizm, ale też więcej jest w tym emocji, histerii, niż konkretnych działań. Młodzi biorą więc we własne ręce próbę zorganizowania dla siebie bezpiecznego miejsca, z dala od starych. 

Mamy więc jakąś akcję, trochę dramatyzmu, nie trzeba jednak brać tego wprost jako powieści katastroficznej, thrillera. Poprzez różne sceny, rozmowy, fascynacje dzieciaków rzeczami dla nich nowymi np. religią, symboliką, poprzez metafory, alegorie, mieszanie świata fantazji i nauki, konkretów jakie są dla młodych na wyciągnięcie ręki w sieci, autorka buduje przedziwny obraz świata obserwowanego z perspektywy najmłodszych. I nie jest to wesoły obraz. Mimo, że próbują trzymać się razem, wspierać, dbać o siebie, zbyt wiele jest spraw, na które nie są kompletnie przygotowani. Jest w tym czarny humor i brutalność, jest surrealizm i ekologia, jest mistyka i fantazjowanie. Dorośli nawet w wchodząc w rolę mentora nie zawsze mają coś sensownego do przekazania, a zamiast do rodziców dzieciaki wolą wybierać sobie same swoich nauczycieli.

Nachodzi apokalipsa. A może to tylko drobna anomalia pogodowa? Mimo wszystko staje się to okazją do ciężkiej lekcji życia. Przyzwyczajeni do dobrodziejstw cywilizacji, nagle wszyscy stajemy się bezradni wobec tego co nas spotyka, a marzenia o bezpiecznym otoczeniu bez przemocy, niestety okazują się dość złudne.

„W tamtym momencie swojego życia osobistego próbowałam się pogodzić z końcem świata. Albo przynajmniej z końcem tego, który znam, Jak wielu z nas.
Naukowcy mówili, że kończy się właśnie teraz, a filozofowie, że ten koniec trwa od zawsze.
Historycy powtarzali, że przechodziliśmy już przez wieki ciemne. Wtedy wszystko rozeszło się po kątach, bo ci, którzy mieli dość cierpliwości, doczekali oświecenia, a później szerokiego wyboru urządzeń Apple.
Politycy zapewniali, że wszystko będzie dobrze. Że wprowadzane są zmiany. Ludzka pomysłowość nagotowała nam tego bigosu, i ludzka pomysłowość nas przed nim ocali. Może trochę więcej kierowców przerzuci się na elektryczne auta.
Po tym się zorientowaliśmy, że sprawa jest poważna. Bo było oczywiste, że kłamią”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz