sobota, 30 grudnia 2023

Łakome - Małgorzata Lebda, czyli proza niczym poezja

Ostatnia notka książkowa w tym roku, jutro podsumowanie. Dzisiejszy tytuł może i na podium by się nie znalazł, ale wśród wyróżnień i polecajek jak najbardziej, choć to proza bardzo specyficzna.

Nie szukaj tu więc akcji, spójnej fabuły, wyraźnych rozwiązań. Jeżeli zaś lubisz zanurzyć się w opisy nad którymi aż chce się zatrzymać, jeżeli lubisz się delektować tym co czytasz, preferujesz prozę z jakimś przesłaniem, do przemyślenia, Łakome powinny ci się spodobać.

Małgorzata Lebda, znana wcześniej z poezji, interesująca się projektami wizualnymi, tworzy powieść, która jest na pograniczu takiej właśnie twórczości. Poetycka, oniryczna, ale i ma w sobie jakąś dziwną, nieokiełznaną siłę, coś magnetycznego.

Przyroda, zachwyt nad wszystkim co nosi w sobie życie, co rośnie, rozkwita, walczy o przestrzeń, mocno skonfrontowane jest tu z naturą człowieka, który chce wszystkim zawładnąć, podporządkować to, wykorzystać, przerobić. I tak, mamy wiejski dom, w którym powoli gaśnie babcia, pogodzona z tym, ale jednocześnie wciąż ciesząca się każdą chwilą gdy może obserwować rozkwitające i tętniące życie. Karmi, pielęgnuje, tuli, nawet jeżeli nigdy inni aż z takim entuzjazmem nie podchodzą do tego co robi. No bo jak to: zapraszać do domu np. mrówki... 


Ona gaśnie, ale przyjmuje to ze spokojem, wiedząc że taka jest naturalna kolej rzeczy. Jej mąż woli walczyć, biegać za tym jak zmodernizować dom, by ona miała ciepło, wciąż wierząc że to jej pomoże. Zamiast z nią być, ucieka w aktywność, nie chce zgodzić się z tym, że już nie ma odwrotu.
Jest to więc opowieść o odchodzeniu, ale też o tym jak w różny sposób się to odbywa. Człowiek często sam odbiera życie i to w sposób gwałtowny, pełen cierpienia, na masową skalę. Niedaleko ich domu jest rzeźnia i na co dzień słyszą i widzą rzeczy okropne. Wielu ludzi, podobnie jak dziadek myśli, że to właśnie mięso, tłuszcz, dadzą babci siły, przywrócą chęć do życia, ale ona czuje że jedynie powiększyła zło i cierpienie w ten sposób... W chorobie towarzyszy jej wnuczka i jej przyjaciółka, z empatią podejmujące się bycia z kobietą i spełniania jej wszystkich pragnień...

Ten brak równowagi, harmonii i rozumienia, że starzy mieszkańcy przywiązujący się do ziemi, do zwierząt, do czterech ścian, mieli w sobie jakąś mądrość życiową, byli szczęśliwsi, jest tu mocno wyraźny. Młodym zależy na pieniądzach, na tym żeby szybko, więcej, wygodniej... A tymczasem może lepiej byłoby się zatrzymać i cieszyć tym co wokół. Bo natura potrafi się zemścić.

Jest w tej lekturze coś hipnotyzującego, czuje się puls natury, choć zakłócany przez działalność ludzi, wciąż jednak silny. Życie i śmierć są tu blisko siebie, naturalnie połączone i tylko my czasem o tym zapominamy. Aż trudno uwierzyć, że opisywanie czasu choroby, umierania, może być tak przepełnione afirmacją życia.

To książka niepokojąca, ale i w dziwny sposób ucząca spokoju. Czyta się niczym poezję. I to jest piękne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz