Fantastyczne zaskoczenie. Film reżysera norweskiego, który nie jest aż tak bardzo znany i jeden z najbardziej znanych aktorów, który zdecydowanie od dwóch dekad rozmieniał się na drobne, grając w coraz to gorszych produkcjach. Duet Kristoffer Borgli i Nicolas Cage stworzyli film oryginalny, zabawny, niepokojący, a jednocześnie niegłupi. Scenariusz i kapitalne wejście w niego Cage'a, który wreszcie przypomina nam za co go kiedyś pokochaliśmy są na tyle silnymi atutami, iż mam nadzieję że tego obrazu nie przegapicie!
Głównym bohaterem Dream Scenario jest Paul Matthews. Mężczyzna jest uważany za kompletnie przeciętnego i nudnego człowieka, chyba nawet jego żona i córki nie spodziewają się po nim niczego porywającego. Kiedy może i miał ambicje by dokonywać odkryć naukowych, nawet coś sobie układał w głowie, ale nigdy nie przełożył tego na publikację i teraz może się jedynie frustrować obserwując kariery znajomych. Jemu musi wystarczyć etat wykładowcy przedmiotu, który wciąż prowadzi tak samo, co nie budzi entuzjazmu ani w nim, ani w słuchaczach.
I oto temu przeciętniakowi zaczynają się przydarzać dziwne rzeczy - coraz więcej osób zaczyna go rozpoznawać i sugerować że pojawia się w ich snach. Powszechność tego zjawiska czyni go światową sensacją i choć chciałby dokonywać jakichś bohaterskich czynów w tych snach, najczęściej po prostu w nich jest. Paul ma nadzieję, że tą popularność uda mu się jakoś wykorzystać, ale przecież snów nie da się kontrolować (a przynajmniej na tamtym etapie), więc w pewnym momencie z człowieka popularnego staje się on kimś niepożądanym, groźnym, szaleńcem, którego nikt nie chce znać.
Na nic tłumaczenia że to tylko sny. Przecież sam z dumą szedł do mediów, jakby całe to zjawisko było jakąś jego zasługą. Uważaj na swoje marzenia o sławie o popularności - wydaje się mówić reżyser i scenarzysta Kristoffer Borgli, bo mogą się obrócić przeciwko tobie. Bycie w centrum uwagi niesie przecież ze sobą nie tylko same korzyści. Skoro o tobie mówią, to nieodłącznie pojawiają się również żarty, krytyka, ataki, memy, a to bywa bolesne. Cage w swoim życiu mocno tego doświadczył i może dlatego tak spodobał mu się ten scenariusz. Wchodzimy może nie dosłownie w jego życie, bo przecież to kreacja aktorska, ale jest w tym szalonym pomyśle coś z pozytywnego wariactwa jakie niósł ze sobą film Być jak John Malkovich. Popularność i sława jakie niosą ze sobą kariery wielkich aktorów, czynią ich trochę niedostępnymi - przez takie filmy, nagle widzimy ich w zupełnie innym świetle, bardziej ludzkich, może samotnych, nie zawsze szczęśliwych.
Bohater, podobnie jak aktor grający jakąś rolę się nie zmienił. Nie miał wpływu na to, że ludzie inaczej go postrzegają (w jego przypadku poprzez sen, a w przypadku aktora przez jego rolę), nie zawinił, a mimo to całe jego życie legło w gruzach. Miał tak niewiele, ale jednak dom, rodzina, praca, święty spokój też są jakimś zasobem. A gdy musisz zacząć budować wszystko od nowa? I marzyć już nawet nie o sławie, ale o tym by odzyskać to co było?
Świetny, oryginalny pomysł. Te sny naprawdę są niepokojące, a to co wyprawia w nich Nicolas Cage jest kapitalne. Ta sama twarz, a tak różne osobowości. I potem przeskok to tego człowieka, który przeżywa dramat. To chyba jedna z najlepszych jego ról, wreszcie przestał tak bardzo szarżować w swojej grze.
Świetna rzecz! W kinach już wkrótce!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz