Skoro przed chwilą kryminał, to teraz coś dla równowagi ociekającego lukrem. A potem może jakaś poważniejsza lektura, co? A może film? Albo serial... Jak to fajnie, że wciąż mam zapas tematów.
Magdalena Kordel co roku wypuszcza jakąś świąteczną historię i faktycznie potrafi nie tylko słodzić, ale i wzruszać, pokazując jak ból i cierpienie można załagodzić czasem odrobiną dobra i zainteresowania. Czytając "Światełko w oknie" co prawda nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że część scen i motywów kojarzę i gdzieś już z nimi się zetknąłem, nie mogę jednak dojść gdzie to było. Czy to odbierało mi przyjemność z lektury? Ależ skąd!
Po trochę drętwym wstępie, gdy już przebrniemy przez wprowadzenie, potem już historia wciąga całkowicie i nie ma się ochoty odkładać lektury. Cóż, rzadko mi się zdarza czytać do 1.30, mimo że o 6.30 trzeba wstawać do pracy. Kordel potrafi poruszyć serducho nie tylko kobiet, które podobno namiętnie czytują jej powieści, ale i facetów, czego jestem żywym przykładem.
Dla kogo to będzie lektura? Jeżeli nie lubisz powieści z tematem świątecznym, z tą przedziwną atmosferą życzliwości, dobrych uczynków, prezentów, nadziei i ciepła, które mają moc uzdrawiania, to "Światełko w oknie" pewnie cię nie przekona. Może jednak spróbuj. Zapewniam że to nie oczywisty romans, może prędzej ta historia ma jakieś elementy melodramatu, a tak naprawdę najwięcej w niej po prostu ludzkich emocji. Różnych. Bo przecież nie żyjemy jedynie radościami.
Aha, no i jeszcze jedno: powieść jak mało która pachnie piernikami i słodkościami świątecznymi!
O czym jest ta historia? Z rozpędu przed chwilą napisałem jej przekręcony tytuł jako "Światełko w tunelu" i dopiero poprawiłem i coś w tym jest. To opowieść o odzyskiwaniu nadziei i chęci do życia. Gdy twój ukochany właśnie w okolicach świąt Bożego Narodzenia ginie w wypadku, raczej nie kojarzą ci się one już tak pozytywnie. Dla bohaterki to najtrudniejsze chwile w roku, gdy w szczególny sposób ma ochotę zatopić się jedynie w swoim dziwnym pół-życiu, w swoim pokoju, gdy może otulić się kołdrą, łyknąć proszki nasenne i zapomnieć o wszystkim. Tak to trwa blisko trzy lata, gdy wreszcie jej przyjaciółki zaczynają dostrzegać, że nie ma co chyba liczyć na to, że kobieta sama wyjdzie z tego dziwnego stanu. Jej nastoletnia córka musiała szybko dorosnąć, przejmując wszystkie obowiązki domowe, w tym opiekę nad małymi bliźniaczkami i chyba jej najciężej jest w tej sytuacji... Ona też powoli traci siłę i nadzieję na zmianę.
Sposób na jaki wpadają przyjaciółki Kornelii jest dość zwariowany, ale jak się okazuje daję szansę na nowy początek. Wyjechać z miasta, zostawić to wszystko co przypomina męża, zostać zmuszoną do fizycznej pracy, do tego by zawierać nowe znajomości, by otwierać się na innych. Proste rzeczy działają najlepiej. Zdaje się, że Klementyna prowadząca cukiernię przy rynku w Miasteczku, czyli nowa szefowa Kornelii, jest bohaterką całego cyklu Magdaleny Kordel i być może to właśnie sprawiło, że to wszystko wydawało się znajome. Chodziło o atmosferę niewielkiej społeczności, gdzie czasem dochodzi do napięć, ale też dobre gesty szybko zostają zauważone i docenione, gdzie ludzie się sobą interesują i wspierają. Do tego ta trochę magiczna (choć mało rzeczywista) aura niewielkich sklepików z antykami, z drobiazgami mającymi swoją historię, do których ściągają tłumy z okolicy i nikt nie plajtuje. I oczywiście cukiernia, w której mimo że to niewielkie miasteczko, wciąż jest ruch i nikt nie martwi się o rachunki za gaz czy prąd.
Niby miałem gdzieś z tyłu głowy myśl, że to przecież bajka, że to nie jest realne życie, a mimo wszystko wchodziłem w tą opowieść i cieszyłem się z każdego dobrego kroczku w stronę światła, w stronę życia, jaki dokonywała bohaterka. Tak to już chyba jest z takimi wzruszającymi historiami, że lubimy czasem otulić się takim ciepłem, cudownymi zapachami, życzliwością, wdzięcznością. I uwierzyć w szansę na nowy początek. Może nawet na nową miłość? Ale to pewnie będzie jakiś kolejny etap i kolejna książka :)
Magia zimowej aury, zapachu pierników, kawy czy herbaty i kogoś kto wysłucha, przytuli gdy trzeba, a może i delikatnie popchnie we właściwą stronę ewidentnie działa. Pragniemy tego i cieszymy się gdy ktoś potrzebujący pomocy, właśnie w takiej nieoczywistej formie ją otrzymuje.
To piękna historia, pełna ciepła i nadziei przy której pewnie niejeden czytelnik/czytelniczka otrze łezkę wzruszenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz