Zawsze mnie zastanawia w ludziach ekscytacja rzeczami niebanalnymi. To zachłystywanie się czynami czy zdarzeniami, które na dobrą sprawę nic nie wnoszą konstruktywnego do naszego życia, ale dobrze się „sprzedają” w mediach i całej tej papce popkulturowej. Wszystko musi być nadzwyczajne, szokujące, niedostępne dla innych choć jednocześnie zupełnie nam niepotrzebne, niczemu nie służące.
A ja lubię szarą codzienność i trochę mi żal, że jej się nie celebruje. Ta książka jest jak balsam na skołataną duszę, jest plasterkiem na zmęczony umysł i ciepłym kocykiem na zimne ciało. Nieśpieszna opowieść o spełnionych marzeniach, pochwała prostych zajęć, która prowadzi do równowagi wewnętrznej. To opowieść o dobrych relacjach międzyludzkich, dających wsparcie, spokój, nieraz ukojenie.
Wydawać by się mogło, że w tej książce nic się nie dzieje. Oto amerykański malarz, który mieszka z rodziną w Paryżu, zmęczony tym ciągłym zgiełkiem wielkiego miasta postanawia wyprowadzić się (choćby czasowo) na prowincję. Zasoby finansowe nie pozwalają kupić czegoś pod Paryżem, więc rodzina szuka siedziby coraz dalej. Przez przypadek trafiają na stary kamienny młyn i zauroczeni przyrodą i widokami (malarz) oraz przystępną ceną - bez zastanowienia kupują go. A potem wolno go remontują; na miarę możliwości finansowych i sił. A my brniemy razem z nimi w czyszczenie grobli i stawu, budowanie ścian i kominków, razem z nimi przystosowujemy młyn na potrzeby tej rodziny. A potem razem z nimi odpoczywamy na tarasie jedząc prosty posiłek i obserwując zachód słońca oraz drzewa kładące się cieniem w srebrzystym stawie. Towarzyszymy w ich rozmowach, uczeniu dzieci pracy i odpowiedzialności, uczestniczymy w rozmowach z sąsiadami i poznajemy również kawałki ich życia.
To opowieść o marzeniach i ich spełnianiu. I o tym co w życiu jest ważne. Kochana i kochająca rodzina, wspólnota dobrych ludzi obok nas, praca dająca efekty, radość z osiągniętych celów - to jest dobro, które daje nam siłę i wewnętrzną równowagę w tym przebodźcowanym świecie.
Z drugiej strony opowieść sąsiada, który mimo miłości do ziemi, kobiety i jej synów nigdy nie uzyskał spełnienia, bo jego droga życiowa pobiegła zupełnie inaczej co spowodowało nieustającą walkę wewnętrzną, smutek i niespełnienie aż do śmierci. Jest jak przeciwwaga do wewnętrznego spokoju mieszkańców młyna.
Ta książka koi. Szczególnie teraz, kiedy z mediów wieje groza.
Polecam.
MaGa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz