Dwóch dobrych aktorów i po raz kolejny niestety, mimo dobrego materiału wyjściowego jakim jest życiorys i osobowość ks. Jana Ziei, TVP to marnuje robiąc film, który jest nużący, kompletnie nie wciąga, a dla młodego pokolenia będzie kompletnie nie atrakcyjny.
Na półce gdzieś biografia tego kapłana, legendy opozycji antykomunistycznej i wciąż obiecuję sobie po nią sięgnąć. Jego bezkompromisowość, a jednocześnie sprzeciw wobec jakiejkolwiek formie przemocy, służenie wszystkim odrzuconym, może naprawdę fascynować i zaskakiwać, bo ks. Zieja często szedł pod prąd nawet nauczaniu swoich przełożonych. Szukał prawdy, szukał swojego miejsca, gdzie mógłby być potrzebny. Niezależnie kto to był - Rusini na ścianie wschodniej, Niemcy na ziemiach odzyskanych, ci których Kościół odrzucał, czy ignorowany głos robotników w latach 70 i później, zawsze był gotowy do pomagania i niesienia duchowego wsparcia. Paradoksalnie, a może właśnie to go ukształtowało, niejednokrotnie ocierał się o przemoc w różnych jej formach - był kapelanem wojskowym, potem towarzyszył jednemu z oddziałów w Powstaniu Warszawskim, był jednym z pierwszych, których władza wzięła na celownik jako twórców KOR-u. I wszędzie tam, głośno mówił o swoim zdaniu, że zabijanie jest sprzeczne z Ewangelią, jednocześnie pomagając rannym, czy niosąc pociechę wszystkich tak z jednej jak i drugiej strony konfliktów. Oglądając ten film, można odnieść wrażenie, że to laurka pełna uproszczeń i przekłamań, ale naprawdę w jego życiorysie można znaleźć sporo takich ciekawostek.
Szkoda więc, że Robert Gliński w tak dziwny sposób postanowił o tym opowiedzieć - migawki z przeszłości, bez większego komentarze i refleksji niestety niewiele wnoszą. Może lepiej byłoby pokazać jego mocne kazania, gdzie potrafił krytykować nie tylko władzę, ale i hierarchów Kościoła, wciąż dopominając się o prawdę i nie uleganie naciskom, strachowi czy koniunkturalnym interesom.
A wątek współczesny, czyli próba rozpracowania księdza przez jednego z funkcjonariuszy (Zamachowski), który postanowił zrobić to "na miękko", czyli poprzez rozmowy i zbliżenie? Te ich spotkania (świetny Seweryn), dałyby dużo więcej niż retrospekcje, ale jak rozumiem reżyser bał się fantazjować na temat ich przebiegu, choć i tak chwilami można się uśmiechnąć jak bardzo sprawiają one wrażenie retuszowanych - ksiądz, który nigdy się nie boi i ubek, który obchodzi się z nim jak z jajkiem. Przerysowane to wszystko, bez żadnych cieni, a przecież w każdym życiorysie są też trudne i błędne decyzje, to czyni bohaterów bardziej ludzkimi, ciekawszymi. U Glińskiego Zieja jest nieskazitelny, nawet wobec ateisty Jacka Kuronia cierpliwy niczym duchowy guru, który gdyby tylko otrzymał jeszcze parę godzin rozmów, na pewno by go nawrócił.
To co ciekawe, jedynie naszkicowane grubą kreską, brak emocji i zwyczajna nuda - to wszystko sprawia, że to nie tylko zmarnowane pieniądze publiczne, ale i czas widza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz