sobota, 16 września 2023

Limbo, czyli lepiej do tego nie wracać?

Australijski kryminał w stylu kino noir? Nawet jeżeli nie jesteście wytrawnymi kinomaniakami, może dacie się namówić na seans? Choćby dla samych widoków, a te uwierzcie mi, potrafią tu oczarować. Skały na pustkowiu, w których od lat drąży się tunele, buduje całe kompleksy mieszkalne czy sakralne, tworzą niesamowity klimat. Cała historia, opowiedziana w czarno-białej stylistyce pasuje do tego idealnie. 

No i sama historia - niejasna, to szukanie śladów po omacku, po latach. I nawet gdy już masz jakieś podejrzenia, musisz jeszcze przekonać przełożonych, że to wszystko ma sens po dwudziestu latach.

Tyle bowiem czasu minęło odkąd zniknęła młoda dziewczyna, wracająca do domu. Ktoś widział ją na drodze, ale potem nigdy nie znaleziono ani ciała, ani też wyraźnych śladów wskazujących na to co się mogło wydarzyć.
Policja dość szybko znalazła sobie podejrzanych, ale pewnie jak w wielu krajach - zadziałały schematy i wzięto w obroty rdzennych mieszkańców Australii. Przecież jako bezrobotni, często pijani, są dla władzy pierwszymi kandydatami do popełniania wszystkich przestępstw, prawda? A nawet jak tego nie zrobili, to łatwo ich zastraszyć, bo nikt nie stanie w ich obronie, żaden adwokat potem nie będzie skarżył się na przemoc stosowaną przez mundurowych. Smutne to ale prawdziwe.

Społeczność żyje więc plotkami, ale niechętnie gada z glinami, oni wiedzą swoje. I to właśnie do nich chce dotrzeć Travis Hurley, trochę zmęczony życie glina. Szuka świadków, jakichkolwiek śladów i z przerażaniem odkrywa jak wiele zaniedbań było w tej sprawie. Dobro i zło nie ma tu jasnych definicji, ale detektyw kierując się własnym kompasem etycznym wkracza w tą społeczność i w krótkim czasie potrafi wiele zrozumieć... Czy zmienić? To dużo trudniejsze.
Jeżeli szukacie czegoś trochę innego w kinie niż sama rozrywka...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz