To jeszcze jedna produkcja jako uzupełnienie do wczorajszej notki. I powiem Wam, że pełnokrwista. W kinie jakoś sobie odpuściłem, bo jakoś nie przepadam za klimatami mafijnymi w polskim wydaniu w stylu Masy - wolę Pasikowskiego niż Vegę, który zjada własny ogon. A tu okazuje się, że Maciej Kawulski potrafił mnie zaskoczyć. Opowiedział historię, w której jest może i jest trochę przerysowań, uproszczeń, ale ona daje sporo frajdy, bo są w niej ciekawe postacie, jest humor i jest krew. W uproszczeniu można powiedzieć: to opowieść gangusa (a twórcy twierdzą, że większość wydarzeń miała miejsce naprawdę), który może i nie zrobił kariery takiej jak bossowie z Pruszkowa, ale równolegle z nimi zbijał majątek i robił "karierę". Jego komentarze do tego co widzimy na ekranie, to nie tylko życiorys, ale i jakaś ocena tamtej rzeczywistości, pokazania, że w tamtych czasach tak właśnie dochodziło się do majątku. Bohater uwielbiał adrenalinę, nie miał oporów, by łamać prawo (byle nie krzywdzić kobiet i dzieci), a nie miał specjalnie innych perspektyw.
Startujemy w latach 70, gdy bohater jako dzieciak uwielbia wdawać się w bójki, w latach 80 zapatrzony już był w cinkciarzy i ludzi, którym nie brakło forsy, na przełomie lat 90 był już żołnierzem, ale po wyroku jaki zaliczył, postanowił założyć swoją własną, niezależną grupę. Jak zebrać ludzi, żeby być ich pewnym, żebym nie pociągnęli na dno wszystkich? A to już możecie zobaczyć sami. Jest w tym filmie i odrobina humoru i jakiegoś romantyzmu, jest sporo mięsa i groźnych min, ale to wszystko ma dziwnie lekki charakter, bardziej łobuzerskiego mrugania okiem i męskiej przyjaźni, a nie rąbanki do jakiej przyzwyczaił nas Vega. Bohater po prostu ma wyższe aspiracje.
Kolejny plus - fajna ścieżka dźwiękowa, choć zaskakująco różnorodna. Film może i przewidywalny, ale wciągający, ma fajną energię. No i choć aktorsko może nie powala, to cieszę się, że postawiono na nowe, mniej opatrzone twarze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz