środa, 3 czerwca 2020

Człowiek człowiekowi, czyli czteropak: Klasa pracująca, Potwory, Zła edukacja, Człowiek jutra

Jutro w planach dłuższa trasa rowerowa, ale może i na notkę czasu starczy. Będzie książka, tylko dziś jeszcze nie powiem Wam jaka - w szkicach mam aż trzy rzeczy, a dziś kolejny tytuł chyba skończę.

Ale na razie filmowo.
Najpierw kilka mnie znanych tytułów, a potem coś nowszego z HBO. Klasa pracująca - moim zdaniem całkiem ciekawy pomysł, ale nie do końca wykorzystany. Oto facet, który całkowicie poświęca się swojej pracy - non stop pod telefonem, podejmuje niełatwe decyzje, skupiony na celu, by firma zarabiała jak najwięcej, a dzięki temu jemu sypią się premie. Rodzina? Cóż. Musi im wystarczyć jego kasa, bo czasu dla nich nie ma.
Gdy jednak popełnia błąd, zamiast go chronić, firma się go pozbywa. A nowe stanowisko niełatwo zdobyć. Facet ma swój wiek, doświadczenie, ale na rynku zastój, a fama już poszła.

Ciekawy portret faceta, który nie rozumie przyczyny tego co się stało, nie potrafi odnaleźć się w nowej sytuacji, nawet przed bliskimi wciąż udając, że wychodzi do pracy. I niby twórcy prowadzą nas do umoralniającego wniosku, że przychodzi chwila opamiętania i zadbania o relacje z bliskimi, przewrotnie jednak stawiając przed nami znak zapytania - czy to prawdziwa zmiana, czy tylko efekt tymczasowego bezrobocia?

Szwajcarskich produkcji chyba niewiele mamy okazję oglądać. A ta jest niegłupia.

Druga propozycja jest ze Stanów, choć również jest dość kameralnym kinem, skupionym na warstwie psychologicznej, a nie na akcji. Zwyczajny człowiek. Ed Hemsler (John Lithgow) pewnie o sobie by tak powiedział, choć jednocześnie zajmuje się dość niezwykłymi przygotowaniami do nadciągającej jego zdaniem katastrofy. Trzeba nie tylko gromadzić zapasy, ale jednocześnie przygotować się na to, że twoje schronienie i zgromadzone dobra mają być ukryte przed innymi, bo przecież takich głupców, co to sami nic nie odkładają, a potem będą chcieli kraść, jest cała masa.
Dziwak, prawda? W dodatku zakochany w kobiecie (Blythe Danne), która też otacza się rzeczami, choć z zupełnie innych powodów. Jest w tej historii miłosnej dość wyjątkowy klimat i naprawdę może się spodobać.



Rumuński film Potwory (oryg. Monstri.) to już danie dla wytrawnych kinomaniaków, którzy najbardziej szczęśliwi są wtedy gdy z pozoru na ekranie nic się nie dzieje - padają jakieś banalne wydawałoby się dialogi, ludzie na siebie patrzą, milczą... Bo zdaniem znawców, dzięki temu można czytać w emocjach, dopowiadać sobie różne historie, domyślać się, dopatrywać symboli, znaków. I zachwycać tym jakie to życiowe.
Nic nie tłumaczyć. Pokazać dwójkę ludzi stojących na jakimś rozdrożu życiowym. Jeden wieczór, jeden dzień. Spojrzenia. Słowa, które niewiele tłumaczą. Dużo milczenia.
I już. Najbardziej wytrwali wcale nie będą rozczarowani.




I wreszcie produkcja najbardziej komercyjna. Hmmm. Komediodramat? Czarna komedia? Gdy oglądałem zwiastun obiecywałem sobie bardzo dużo. Tymczasem film jest dość przeciętny, choć sama historia jaką opowiada, na uwagę na pewno zasługuje. Chodziło o głośną sprawę defraudacji milionów z kasy szkół publicznych w stanie Nowy Jork, którego dokonał lokalny kurator i jego zastępczyni (bagatela 11 mln dolarów). Wiadomo budżet, projekty pisane z rozmachem, wielkie słowa, a potem gdzieś jakieś trudności, koszty rosną, ale w końcu społeczność wszystko przepchnie, byle były wyniki. I o to toczy się gra. Walka o jak najlepszą pozycję w rankingach, najlepsze wyniki swoich absolwentów, bo dzięki temu, wciąż do naszej szkoły garnie się więcej dzieciaków i... rosną ceny nieruchomości. A dla tego ostatniego wiele można poświęcić, prawda? Nawet przymknąć oko na najdroższe garnitury, samochody i wakacje w ciepłych krajach.
Sprawa, którą nagłośniła jedna z uczennic pracując nad artykułem do szkolnej gazetki dla wielu była czymś co najlepiej byłoby zamieść pod dywan.
Na plus Hugh Jackman - jego bohater wcale nie jest cynicznym złodziejem, jemu naprawdę zależy na dzieciakach, stara się każdego poznać, przygotować dla niego jakiś plan, jest zaangażowany w to co robi. To że kradnie, to jakby przy okazji - po prostu mu się należy trochę więcej niż niska pensja urzędnika.


Zabrakło trochę energii w tym filmie, ta żeby naprawdę złapać nas tym tematem za gardło. Z mniejszych afer robiono kapitalne filmy, a tu wyszło... no średnio.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz