niedziela, 21 czerwca 2020

Wstyd, czyli ślub odwołany, a może nie

W ostatnim dniu przed zamknięciem teatrów z powodu epidemii zdołałam zobaczyć „Wstyd” w Teatrze Współczesnym. Komediodramat, czyli to co bardzo lubię. Nie napisałam wówczas ani słowa, głównie dlatego, żeby nie wzbudzać żalu w tych, którzy mieli mniej szczęścia i kupili bilety na kolejne spektakle i nie mogli już ich obejrzeć. Teraz teatry otwierają swoje podwoje…

„Wstyd” Marka Modzelewskiego w reżyserii Wojciecha Malajkata to opowieść o zderzeniu dwóch światów i jednym mezaliansie. Niby historia stara jak świat, on piękny, młody, bogaty, z lepszej sfery, ona – piękna, młoda, wykształceniem równa – jednak z biedniejszego domu, gdzieś z prowincji. Na zapleczu sali bankietowej rozgrywa się sytuacja, której nikt z nas nie chciałby przeżyć. Oto bowiem pan młody zostawił przed ołtarzem pannę młodą i zniknął. 


Co się stało, gdzie go szukać, skąd otrzymać odpowiedzi na nurtujące pytania, jeśli nawet panna młoda ukrywa się u siostry i też nie chce z nikim rozmawiać? Rodzice próbują się z nim skontaktować, ale bez skutku. Jego matka, Małgorzata (Iza Kuna) z jednej strony szaleje z rozpaczy, że jej ukochany syn przed ślubem dowiedział się o czymś strasznym i teraz chce coś sobie zrobić, z drugiej strony jest zadowolona, że tak się stało, bo nie taką synową sobie wymarzyła. Więcej rozsądku wykazuje jej mąż Andrzej (Jacek Braciak). Próbuje uspokoić emocje żony i wprowadzić więcej dystansu do tej sytuacji, z różnym jednak skutkiem. Po chwili dołączają do nich rodzice panny młodej. Ojciec panny młodej, Tadeusz (Mariusz Jakus) stara się znaleźć złoty środek, aby zapobiec zbliżającej się burzy, wchodzi w rolę „brata-łaty”, stara się udobruchać niedoszłe teściowe… jednak kiedy to się nie udaje, zdecydowanie staje po stronie żony Wandy (Agnieszka Suchora) i córki. Sytuacja nie do pozazdroszczenia. Tu zaproszeni goście, którym nie wiadomo co powiedzieć, tu szukanie winnego zaistniałej sytuacji, przerzucanie się oskarżeniami, złośliwości, coraz niższe pobudki dochodzą do głosu i chwyty zaczynają być niedozwolone. Byle dobrać się do skóry drugiej stronie. Celują w tym panie. Ich postawa od pierwszej sceny zapowiada „ostrą jazdę” i w tej niezręcznej dla obu stron sytuacji, bez opamiętania folgują swoim niechęciom. A w tle dźwięki disco-polo…

Wstyd. Może nawet wielki wstyd. Dodatkowo ogrom poniesionych wydatków, które nie wiadomo jak podzielić i niewiedza co właściwie się stało. Ta sytuacja w jakiś sposób sprzyja planom Małgorzaty, stać ich na straty materialne, ale nie doceniają Wandy. Ta nie pozwoli sprowadzić swojej rodziny do „gorszego sortu”. Zna córkę, więc winny jest bez wątpienia syn Małgorzaty i dlatego za ten wstyd czeka go/ich kara. Pojedynek między rodzinami, kiedy nikt już nie panuje nie tylko nad słowami, obnaża bezwzględnie nawarstwione wcześniej animozje, pretensje, odkrywa prawdy, które każda ze stron wolałaby trzymać w cieniu. Kiedy emocje zaczynają sięgać zenitu, kiedy spadają z twarzy maski dobrego wychowania, fałszywych uśmiechów, wymuszonych gestów, nagle sytuacja się odwraca i… wszystko zaczyna się od nowa. A potem kolejny incydent doprowadza do sytuacji, w której wydaje się, że nic już nie będzie w stanie zbliżyć do siebie niedoszłych małżonków ani pogodzić zwaśnione strony.

Mija chwila a widzowie przecierają oczy, bo znów jesteśmy na weselu tej samej pary młodych. Znów rodzice młodych obradują na zapleczu, ale tym razem wznoszą toasty, planują przyszłość dzieci, widzą się już na chrzcinach i komuniach wnuków, toną w uściskach… Już nie ma wstydu – ślub doszedł do skutku.

A ja siedzę na sali wciśnięta w fotel i tysiące myśli kłębią mi się w głowie. Przecież przed chwilą uśmiechałam się patrząc na paskudne rozgrywki niedoszłych teściów, zżymałam się na obłudę i ze zgrozą patrzyłam co są w stanie wymyślić jedni żeby upodlić drugich. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby po słowach które padły wcześniej, oskarżeniach i szantażach udawać, że nic się nie stało. Jak bardzo trzeba bać się wstydu, żeby stać się aż takimi hipokrytami? Uśmiechamy się często z sytuacji w jakie zapętlają się bohaterowie, zwroty akcji budzą niemal szok a puenta przyprawiona jest goryczą. Co wiemy o ludziach nam najbliższych, o naszych dzieciach, o naszych pracach. Mimo, że to komedia - to jednocześnie bolesny obraz naszych czasów, naszych kompleksów i mentalności.

Marek Modzelewski napisał świetny tekst, a Wojciech Malajkat zrobił wszystko, żeby ten spektakl odniósł sukces i myślę, że tak będzie. Pierwszorzędna obsada, cudownie dobrana. Myślałam, że Iza Kuna przyćmi resztę aktorów, bo rola pani doktor pogardzającej ludźmi z niższej warstwy to rola skrojona jakby tylko dla niej (nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł ją lepiej zagrać) dopóki nie weszła na scenę Agnieszka Suchora. Ta jej postawa, krok, mina… bajeczna w swojej roli. A jeszcze obaj panowie! Jacek Braciak jako biznesmen nowej fali, lekko cyniczny i jakby zdystansowany jest nie do podrobienia oraz Mariusz Jakus – fenomenalny! Równorzędne role, pierwszorzędne partnerowanie. Oj, jak ja to lubię!

Polecam.
MaGa

„Wstyd” – Marek Modzelewski

Reżyseria – Wojciech Malajkat
Scenografia – Wojciech Stefaniak
Obsada: Jacek Braciak, Mariusz Jakus, Iza Kuna, Agnieszka Suchora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz