piątek, 28 czerwca 2019

Dead Can Dance, czyli dzieci Słońca

Marzenie się spełniło. Blisko 40 lat słuchania muzyki Dead Can Dance, parę ich wizyt w Polsce, gdzie cena była dla mnie poza zasięgiem i wreszcie zacisnąłem żeby, wyłożyłem prawie 700 zł i mogłem zobaczyć ich na żywo!
O dziwo Torwar, który dotąd raczej niezbyt dobrze utrwalił się w moich wspomnieniach od strony akustyki, zachwycił bardzo pozytywnie. I pal licho, że krzesełka mało wygodne... Tego wieczoru liczyła się muzyka!
A że pewnie to jedna z ich ostatnich tras koncertowych, tym bardziej cieszę się, że mogłem w tym uczestniczyć. To był taki the best-of, bo zagrali chyba tylko jeden fragment z najnowszej płyty, a większości sięgnęli po to co najbardziej znane i kochane. Materiał wydawany jeszcze w latach 80 i 90, to nie tylko wtedy była magia - nadal nią jest! Mimo, że może i głos Lisy Gerard już jakby nie ten sam, nie tak mocny. Wciąż jednak wywołuje ciarki na plecach.  


Żadne słowa nie będą dobre by oddać przeżycia tego wieczoru. Ja najbardziej czekałem na utwory śpiewane przez Lisę, choć muszę przyznać, że to Brendan ewidentnie grał tego wieczoru pierwsze skrzypce, nie tylko dlatego że starał się nawiązać kontakt z publicznością (nie tylko przez uśmiechy), ale i więcej z siebie dawał i wokalnie i instrumentalnie. Ona była niczym diva, trochę wyniosła, on czuwał nad całością. I choć jego utwory zwykle trochę wydają się monotonne, tym razem przeplatane innymi kompozycjami, tworzyły naprawdę magiczną atmosferę.
Ponad dwie godziny niesamowitej muzyki. I nawet surowość oprawy wizualnej nie przeszkadzała, bo tu nie o show chodzi tak naprawdę.
Wstęp do ich koncertu stworzył jeden z członków zespołu - bardzo ciekawy popis gry na różnego rodzaju instrumentach perkusyjnych, choć może żal że przy okazji nie opowiedział o nich ciut więcej. Raptem może 20 minut gry, ale David Kuchermann zrobił na nas fajne wrażenie. 
Kto jest ciekawy to tu ma pełną setlistę. 







Koncerty zespołów takich jak Dead Can Dance gromadzą ten rodzaj publiczności, która nie jest wpatrzona w swoje smartfony, jest skupiona, zasłuchana i oddana. Przez chwilę możesz nawet zapomnieć o tym, że znajdujesz się w hali sportowej, a nie na kameralnym koncercie w mniejszym klubie.


Dead Can Dance wystąpili w Warszawie
Dead Can Dance przez lata działalności zgromadzili w Polsce rzesze oddanych fanów. Ci wykupili naprędce bilety na dwa koncerty na stołecznym Torwarze. Występujący jako support David Kuckhermann swoim krótkim koncertem wprowadził w hali niezwykle intymną atmosferę, którą przecinał dochodzący z jednego z korytarzy dźwięk skrzypiących drzwi. Muzyk, który jest zresztą członkiem zespołu Dead Can Dance, zaprezentował kilka kompozycji na instrumenty perkusyjne.



Reklama

Piątkowy koncert pełen był wyjątkowych momentów. Na przykład takich jak ten, gdy Lisa Gerrard wykonała a cappella utwór "The Wind That Shakes the Barley". Albo gdy Brendan Perry swoim cudownym głębokim głosem wyśpiewał "The Carnival Is Over". Między dwójką byłych partnerów czuć dziwny tajemniczy dystans. Perry zresztą nie ukrywa w wywiadach, że ta relacja jest krucha.
Publiczność Dead Can Dance to fani, którzy nie oczekują pochlebstw ze strony artystów, nie potrzebują uroczych słów, podziękowań, pozdrowień. Wyniosła, majestatyczna i niemalże mistyczna Gerrard nie odezwała się do publiczności ani razu, obdarowała ją za to licznymi uśmiechami. Perry podziękował za przybycie, choć widać, że nie leży mu rola pochlebcy. On nie jest tu, by nawiązywać kontakt. On jest tu po to, by przekazywać swoją muzykę. 


Choć obecna trasa Dead Can Dance poniekąd promuje najnowszy album grupy, wydany w zeszłym roku "Dionysus", materiał nie mógł wybrzmieć na koncercie. To zamknięty koncept album, który powinien być słuchany w całości - tak radzi zresztą sam głównodowodzący Brendan Perry. Poza tym do zaprezentowania materiału zespół musiałby zaprosić na trasę kilkuosobowy chór, co byłoby zdecydowanie skomplikowanym przedsięwzięciem. Zamiast tego mogliśmy cieszyć uszy znakomitymi popisami wokalnymi Lisy Gerrard, której głos na ostatniej płycie brzmi nieco rzadziej niż na poprzednich wydawnictwach.


Podczas warszawskiego koncertu wybrzmiały utwory takie jak "Anywhere Out of the World" z trzeciego albumu formacji -" Within the Realm of a Dying Sun" z 1987 roku, "Indoctrination (A Design for Living)" z "Spleen and Ideal" (1985) czy "Amnesia" z poprzedniego albumu grupy - "Anastasis" z 2012 roku. Podwójny bis zakończył się natomiast przejmującym "Severance".


"Przejmujący" to chyba zresztą najczęściej słyszane po koncercie słowo. Zaraz obok "ujmujący" i rzecz jasna "magiczny". Gerrard i Perry stanowią tajemniczy i niepokojący duet. Ich obecność gwarantuje słuchaczowi nieprzeciętne i bardzo emocjonalne przeżycia. Tak też było podczas pierwszego koncertu na Torwarze. Tak też zapewne będzie na drugim koncercie, który odbędzie się dziś wieczorem.


Czytaj więcej na https://muzyka.interia.pl/artykuly/news-dead-can-dance-w-warszawie-tajemnica-i-niepokoj-lisy-gerrard,nId,3057749?fbclid=IwAR3Udv1FlLdOSNWSRiQDMPWba1z0j2oOeTLOXLRpQaXA-siXYKyuqqhhnHg#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Koncerty zespołów takich jak Dead Can Dance gromadzą ten rodzaj publiczności, która nie jest wpatrzona w swoje smartfony, jest skupiona, zasłuchana i oddana. Przez chwilę możesz nawet zapomnieć o tym, że znajdujesz się w hali sportowej, a nie na kameralnym koncercie w mniejszym klubie.


Dead Can Dance wystąpili w Warszawie
Dead Can Dance przez lata działalności zgromadzili w Polsce rzesze oddanych fanów. Ci wykupili naprędce bilety na dwa koncerty na stołecznym Torwarze. Występujący jako support David Kuckhermann swoim krótkim koncertem wprowadził w hali niezwykle intymną atmosferę, którą przecinał dochodzący z jednego z korytarzy dźwięk skrzypiących drzwi. Muzyk, który jest zresztą członkiem zespołu Dead Can Dance, zaprezentował kilka kompozycji na instrumenty perkusyjne.



Reklama

Piątkowy koncert pełen był wyjątkowych momentów. Na przykład takich jak ten, gdy Lisa Gerrard wykonała a cappella utwór "The Wind That Shakes the Barley". Albo gdy Brendan Perry swoim cudownym głębokim głosem wyśpiewał "The Carnival Is Over". Między dwójką byłych partnerów czuć dziwny tajemniczy dystans. Perry zresztą nie ukrywa w wywiadach, że ta relacja jest krucha.
Publiczność Dead Can Dance to fani, którzy nie oczekują pochlebstw ze strony artystów, nie potrzebują uroczych słów, podziękowań, pozdrowień. Wyniosła, majestatyczna i niemalże mistyczna Gerrard nie odezwała się do publiczności ani razu, obdarowała ją za to licznymi uśmiechami. Perry podziękował za przybycie, choć widać, że nie leży mu rola pochlebcy. On nie jest tu, by nawiązywać kontakt. On jest tu po to, by przekazywać swoją muzykę. 


Choć obecna trasa Dead Can Dance poniekąd promuje najnowszy album grupy, wydany w zeszłym roku "Dionysus", materiał nie mógł wybrzmieć na koncercie. To zamknięty koncept album, który powinien być słuchany w całości - tak radzi zresztą sam głównodowodzący Brendan Perry. Poza tym do zaprezentowania materiału zespół musiałby zaprosić na trasę kilkuosobowy chór, co byłoby zdecydowanie skomplikowanym przedsięwzięciem. Zamiast tego mogliśmy cieszyć uszy znakomitymi popisami wokalnymi Lisy Gerrard, której głos na ostatniej płycie brzmi nieco rzadziej niż na poprzednich wydawnictwach.


Podczas warszawskiego koncertu wybrzmiały utwory takie jak "Anywhere Out of the World" z trzeciego albumu formacji -" Within the Realm of a Dying Sun" z 1987 roku, "Indoctrination (A Design for Living)" z "Spleen and Ideal" (1985) czy "Amnesia" z poprzedniego albumu grupy - "Anastasis" z 2012 roku. Podwójny bis zakończył się natomiast przejmującym "Severance".


"Przejmujący" to chyba zresztą najczęściej słyszane po koncercie słowo. Zaraz obok "ujmujący" i rzecz jasna "magiczny". Gerrard i Perry stanowią tajemniczy i niepokojący duet. Ich obecność gwarantuje słuchaczowi nieprzeciętne i bardzo emocjonalne przeżycia. Tak też było podczas pierwszego koncertu na Torwarze. Tak też zapewne będzie na drugim koncercie, który odbędzie się dziś wieczorem.


Czytaj więcej na https://muzyka.interia.pl/artykuly/news-dead-can-dance-w-warszawie-tajemnica-i-niepokoj-lisy-gerrard,nId,3057749?fbclid=IwAR3Udv1FlLdOSNWSRiQDMPWba1z0j2oOeTLOXLRpQaXA-siXYKyuqqhhnHg#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox

4 komentarze:

  1. Gratuluję spełnionego marzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. dzięki, krótko lecz na temat, szczegółowo o występie czytałem wczoraj tutaj i żałuję że nie pojechałem http://isolations.blogspot.com/2019/06/niezapomniane-koncerty-dead-can-dance.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cudne! Dzięki!
      Ja ostatnio mam tak, że piszę coraz krócej :)

      Usuń