Już się bałem, że za
dużo czytam kryminałów, bo niewiele tytułów mnie zachwycało, ale chyba
znowu trafiłem na dobrą passę. Brejdygant "Rysą" wciągnął mocno i od
razu zabieram się za "Układ", a nie tak dawno skończyłem drugi tom z
serii z papugą. Pamiętacie "Paragraf 148"?
To teraz jest nawet lepiej. Ostrowski wymyślił fajną bohaterkę i nawet
jak sprawa kryminalna nie jest zaskakująca, to samo towarzyszenie
mecenas Zuzannie Lewandowskiej w jej codziennym zmaganiu się z
rzeczywistością, która ją mierzi, daje sporo frajdy. O ile Ćwirlej z PRL
trochę się nabijał, u Ostrowskiego też humoru nie brakuje, ale mam
wrażenie że jednak jest trochę realniej, mniej w tym kabaretu. Owszem,
większość milicjantów to półgłówki, ludzie nabijają się z władzy, mimo
wszystko jakoś w niej tkwią, próbują ją oswajać. Kartki, kolejki,
załatwianie wszystkiego co potrzebujesz za przysługi i wymianę towarową,
marzenia o odrobinie luksusu i otaczająca siermiężność, to obrazki w
"Czarnym wdowcu" przy których niby się uśmiechamy (jeżeli ktoś pamięta),
ale bardzo do śmiechu wcale tak bardzo nie jest.
I może dlatego tak
lubi się Lewandowską?
Stworzyła sobie własną, w miarę bezpieczną
przestrzeń, chadza wybranymi ścieżkami i nie dała się zeszmacić. Władzy
nie lubi, ale nie zamierza wcale potakiwać wszystkim, którzy myślą
podobnie, dla niej świat dzieli się raczej na mądrych i głupich,
przyzwoitych i tych co to niekoniecznie. Lubi odrobinę luksusu, ale się z
nim nie obnosi, nie zadziera nosa, przyjmuje sprawy nie tylko wtedy gdy
wiążą się z tym jakieś większe pieniądze. Zawsze przecież może potem
poprosić o jakąś przysługę albo po prostu czuć się bezpieczniej na
ulicy, wiedząc, że dla "elementu" jest zbyt cenna, by podnosić na nią
rękę.
Naprawdę miałem dużą przyjemność z
czytania jej kolejnych "akcji". I choć wątek kryminalny jest tu wyraźny
i pani mecenas staje się szczególnym obiektem zainteresowania sprawcy
odcinającego klejnoty swoim ofiarom, to największą frajdę miałem z tego,
że Lewandowska nie przestaje być sobą, nie tylko się nie boi, ale
działa być może nawet jeszcze bardziej aktywnie niż wcześniej. I
oczywiście niestandardowo, bo przecież gdzieżby ona poszła z czymś
oficjalnie na milicję. Próbuje rozwiązać zagadkę sprawy pozostawionej
przez swojego ojca, złapać kogoś kto czyha na jej życie, a jednocześnie
każdego dnia walczy ze swoim mało poukładanym życiem. Samotnym, bo
wrednej papugi i wielkiego psa, raczej trudno zaliczyć do rodziny. A
jeżeli tak, to trzeba by do niej zaliczyć też buteleczkę czegoś
procentowego. Lewandowska biega, załatwia, klnie, niewiele planuje, jest
zwariowana, ale i skuteczna. Jak jej nie pokochać?
Płock doczekał
się swojego miejsca w kryminale. Szkoda, że na razie bez odniesień do
tego jak wygląda dziś, jak się zmienił, mimo wszystko jednak cieszę się,
że mamy do czynienia ze zmianą perspektywy. W PRL chyba jeszcze mocniej
niż dziś odczuwało się ten dystans do Warszawy, inne, spokojniejsze
tempo życia i zupełnie inne problemy. Lewandowska wybrała to miejsce nie
tylko by kontynuować rodzinną tradycję, ale i dlatego że była świadoma
iż tu mniej będzie narażona na różne układy i naciski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz