Agnieszkę Stelmaszczyk u nas w domu kojarzymy bardzo dobrze z serii Kronik Archeo, którą uwielbia moja młodsza córka. Czasem widuję inne jej propozycje, adresowane do młodszych, ale jakoś nigdy nie miałem okazji, by się z nimi zapoznać. Do dziś. Wpadł mi bowiem w ręce pierwszy tom nowego cyklu pt. Mazurscy w podróży. Autorka wykorzystując własne wspomnienia (i fotografie!) zabiera nas na wyprawę pełną ciekawych miejsc, ale i przygód.
Ten pomysł zresztą wykorzystuje dość często w swoich powieściach i choć schemat jest podobny, za każdym razem młodzi czytelnicy pochłaniają je z wypiekami na twarzy. Nowe miejsce, a co za tym idzie nowa sceneria do różnych perypetii (często kryminalnych), dawka ciekawostek i wiedzy, to coś co sprawia, że nie można nudzić się przy lekturze. W Kronikach bohaterowie to dzieciaki archeologów, dlatego jeżdżą po całym świecie, w najbardziej egzotyczne miejsca. W nowe serii wyruszamy zaś w podróż z przeciętną polską rodzinką, jednym autkiem, bez jakichś wypasionych ekstrawagancji, czasem będąc trochę ograniczonym portfelem, czasem lub zachciankami innych członków familii. I to nawet jest fajne, bo dość swojskie.
Narratorem całej historii jest Jędrek Mazurski, młody chłopak ciekawy wszystkiego, ale i mający swoje preferencje - nie udaje że wszystkie muzea są dla niego równie interesujące, czasem marudzi, nabija się z upodobań niewieścich, ale w końcu z tatą są w mniejszości i czasem muszą ustąpić. W wyprawę po Europie wyruszyła z nimi bowiem nie tylko mama, babcia, ale i niewiele od niego starsza kuzynka. Wystawy sklepów z ubraniami, biżuteria, wszelkie historie o miłości, muszą więc znaleźć miejsce w programie zwiedzania, bo potem nie będą mieli życia.
Ich celem jest Hiszpania i tam spędzą trochę więcej czasu, ale wcześniej przejadą przez Niemcy, Francję, a wracając zajrzą do Włoch i do naszego Zamku Książ. Każdy kraj i każde miasto to nie tylko jakaś przygoda i relacja ze zwiedzania, ale i strona z ciekawostkami takimi jak krótki opis zabytków, słówka w danym języku, czy opisy potraw charakterystycznych dla danego regionu.
Dorosły połknie to w godzinkę, dla młodego czytelnika też pewnie będzie to lektura do szybkiego przeczytania, ale kto wie, może będzie ona inspiracją do jakiejś rodzinnej wyprawy, by sprawdzić coś na własne oczy. Albo jeszcze lepiej: do planowania własnych tras i miejsc zwiedzania, zgodnie z własnymi preferencjami - w końcu jednych interesuje bardziej historia, a innych np. fizyka czy technika albo sztuka. A że nie będzie tam tak emocjonujących przygód? Cóż... Od czego jest wyobraźnia. I co najważniejsze: nie zawsze pieniądze mogą dostarczyć najciekawszych wspomnień.
Duży plus za ilustracje Anny Oparkowskiej! Jest w nich dużo humoru, który dobrze pasuje do tekstu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz