Jedna
z niewielu oper, która opowiada historię miłości rzeczywistych
osób. Otóż autentyczna gwiazda Comedie Francaise Adrianne
Lecouvreur (1692-1730) miała płomienny romans z Maurycym Saskim,
nieślubnym synem Augusta II Mocnego – króla Polski. Ona zasłynęła
z tego, że jako aktorka odrzuciła pompatyczne deklamowanie tekstów
literackich na rzecz prostoty i naturalności, co uczyniło ją
teatralną divą, on natomiast – był młodzieńcem przystojnym,
mężnym, ale jednocześnie – na co są dowody historyczne – był
kobieciarzem oraz obiektem westchnień niejednej damy z towarzystwa.
Kiedy w niewyjaśnionych okolicznościach Adrienne zmarła niebawem
po zerwaniu z Maurycym, powstała plotka/podejrzenie, że została
otruta przez swoją rywalkę – księżnę de Bouillon bukiecikiem
zatrutych fiołków. I tak jej współcześni przekazali tę opowieść
kolejnemu pokoleniu, a na jej podstawie Francesco Cilea skomponował
swoją operę „Adrienne Lecouvreur”. Ta opera jest niezwykle
melodyjna, ale i niezmiernie ciekawa. Opowiada o postaci związanej z
teatrem wobec tego na scenie oprócz opery mamy również i teatr i
balet. To jakby teatr w teatrze. Osobiście pierwszy raz widziałam
takie połączenie, gdzie śpiewaczka operowa musi, choć przez
chwilę, deklamować tekst literacki. Jest w niej również bardzo
wyraźnie zaakcentowany styk możnych z klerem i obłuda obu tych
stanów.
Inscenizacji opery, którą obecnie oglądamy dzięki cyklowi nazywowkinach.pl dokonał Sir David McVicara. W rolę tytułowej gwiazdy teatralnej wcieliła się Anna Netrebko, z powodzeniem przekazując widzom zarówno wdzięk jak i skromność granej postaci, a w rolę jej ukochanego Maurycego wcielił się nasz rodak – Piotr Beczała. Ich duety były pełne emocji, uczucia i zapewne dlatego tak oklaskiwane przez widzów Met-Opery. Nie ma się co dziwić, bo Piotr Beczała ma piękny głos (tenor) i jest niezwykle przystojny; w parze z Anną Netrebko (sopran) stanowili piękną parę a ich głosy tworzyły wzruszające duety. W rywalkę pięknej Adrienne, księżnę de Bouillon, wcieliła się Anita Rachvelishvili (mezzosopran) – dla mnie osobiście duet dwóch zakochanych kobiet, z których żadna nie chce odpuścić miłości był zarówno piękny jak i niezmiernie wstrząsający.
Osobiście
lubię niskie głosy, więc kiedy na scenę wkroczył Maurizio Muraro
jako książę de Bouillon (bas) byłam uszczęśliwiona, ale nie
mogę odmówić ciepła w głosie wiernemu , starszemu przyjacielowi
Adrienne Michonnet’owi – w tej roli Ambrogio Maestri (baryton).
Był wzruszający z tą swoją ukrytą miłością, która z
konieczności musiała skończyć się na ojcowskich uczuciach.
Piękna
muzycznie opera z wielowątkową fabułą. Elegancja strojów, pod
którymi kryją się postaci intrygujące, ale również pełne
hipokryzji. Wzruszające duety, które mówią zarówno o miłości
jak i zawiści.
Warto
obejrzeć. Polecam.
MaGa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz