To nie tylko spotkanie ze starymi znajomymi, ale ogromną frajdę daje obserwowanie jak mimo całej tej dość absurdalnej historii, pełnej strzyg, wielkich wujków o wyglądzie wikingów i sercu przedszkolanki, upiorów i aniołów, udało się opowiedzieć o całkiem ważnych sprawach. Ważnych nie tylko dla dziewięciolatka, z jego perspektywy. Ważnych również dla dorosłych, bo zbyt często zapominają o czymś co wydawałoby się oczywistością, myląc zapewnienie wszystkiego z bliskością. Napisać rzecz, w której groza przeplata się z humorem, realność przenika się z istotami, które raczej ze światem realnym nam się kojarzą, dla dzieci ale nie infantylną, zabawną i niegłupią, to mało kto potrafi.
Ja w każdym razem łyknąłem w godzinę, ale zamierzam powrócić, dać dzieciom, choć dawno wyrosły z dylematów ucznia pierwszej klasy. I choć zwykle oddaję wszystko co otrzymałem do recenzji wychodząc z założenia, że darmo dostałem to i darmo oddaję, "Małe Licho" zostanie z nami. Koniec i kropka.
I w sumie na tym mógłbym skończyć recenzję.
Gdyby ktoś jednak chciał poznać jeszcze jakieś detale, to napiszę jeszcze parę zdań, pilnując się, by nie zdradzać zbyt wiele. Bożek to zwykły chłopiec, który wyrasta jednak w dość nietypowych warunkach. To nie tak, że nie ma opieki, on nawet ma ją w nadmiarze, bo oprócz mamy i dwóch wujków w domu prawie zawsze towarzyszą mu jeszcze m.in. dwa anioły, w tym jeden jego własny anioł stróż, trzy widma wermachtowców, różowe króliki, potwory o wyglądzie ośmiornic, a w ogrodzie jeszcze np. utopiec. Nietypowa rodzinka, prawda? I nie pytajcie o ojca chłopca, bo to temat, przy którym jakoś większość nabiera wody w usta. Bożek dotąd uczył się w domu i dobrze mu z tym było, edukacja przeplatała się z zabawą, a nawet jak coś spsocił, to nikt się długo na niego nie gniewał. W gronie dorosłych zapadła jednak decyzja: chłopak musi mieć "normalne życie" i rówieśników, trzeba go zatem wysłać do szkoły. Tylko jak tu dogadywać się z kolegami, jak oni ciągle o jakichś -ersach, -anach albo o piłkarzach, a gdy mówi, że w domu nie ma telewizora, konsoli ani gier, patrzą na niego jak na dziwoląga.
O tym właśnie jest "Małe Licho". O trudnym etapie dorastania, wyfruwania z domu (przynajmniej symbolicznego), gdy coś się nowego zaczyna, a wydaje się, że coś się kończy. A dorośli w większości nic nie rozumieją. Jeżeli macie jakieś Niebożątka w domu, zobaczycie, że ta książka może działać równie mocno na nich, jak i na Was, bo uczy życzliwości, tolerancji, znaczenia przyjaźni i dbania o więzi. Cudownym dodatkiem do tekstu będą też piękne ilustracje autorstwa Pauliny Wyrt. Ach, czemu w książkach dla dorosłych tak mało teraz takiej oprawy graficznej.
"No bo… bo… bo dzieci ze szkoły uważają, że jestem dziwny!
– Bo jesteś.
– Wcale że nie!!!
– Jesteś Bożku, jesteś – odparł wujek Konrad ze stoickim spokojem, odchylając głowę, żeby spojrzeć w chabrowe oczy chłopca.
– No i co się tak złościsz? Przecież w tym nie ma nic złego. Ani nic dobrego. Po prostu tak jest. I już. Świat byłby niepełny, gdyby żyli na nim sami zwyczajni ludzie. Zwyczajni ludzie robią mnóstwo zwyczajnych rzeczy, bez których nie umielibyśmy żyć. Ale to dziwni wspinają się na najwyższe szczyty gór, latają w kosmos, patrzą godzinami w gwiazdy. Przekraczają granice światów… albo zdrowego rozsądku. Albo piszą książki"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz