niedziela, 23 września 2018

Oddział Zamknięty w szkole, czyli tańcz i wino pij


Wypad na wczorajszy koncert wynikła niejako przy okazji - po prostu chciałem wpaść na chwilę na piknik, bo zaprzyjaźniona ekipa Wymianek książkowych w Pruszkowie miała tam swoje stanowisko. No i zostaliśmy, bo chyba nigdy nie miałem okazji, by zobaczyć Oddział Zamknięty w większej dawce na żywo (jakieś pół godzinne sety na zbiorczych koncertach się nie liczą, prawda?). Co prawda z dawnego składu został przecież jedynie Wojciech Łuczaj-Pogorzelski, ale ciekawość zwyciężyła. Chętnie teraz dla porównania zobaczyłbym ekipę Jaryczewskiego, bo chyba z nim gra jeszcze kilku muzyków z historycznych składów. 
Zabawny wydaje się wybór tek akurat kapeli, która przecież swoimi tekstami raczej chwali używki wszelakie, do tego by zagrała na pikniku w szkole podstawowej, zaraz po dzieciakach z ogniska muzycznego. No cóż, ja bym pewnie takiej decyzji nie podjął, ale przynajmniej na plus można zaliczyć fakt, iż nikomu nie przyszło do głowy, by sprzedawać lub rozdawać tam piwo na dodatek, bo to przecież na piknikach finansowych przez gminę wcale nie rzadkość.
A sam koncert?


Muszę przyznać, że bardzo mi się podobało. Chłopaki zdaje się szykują nowy materiał i wcale nie grali jedynie najstarszych kawałków, dzieląc czas mniej więcej pół na pół. I mimo tego, że przecież publiczność dość przypadkowa i raczej nieliczna, potrafili poradzić sobie z podgrzaniem atmosfery, złapaniem kontaktu. Duża w tym zasługa wokalisty Krzysztofa Wałeckiego, który wkładał w to sporo energii. To zabawne, że ja go postrzegałem jako młodziaka, który kiedyś został dokooptowany, by ratować istnienie kapeli, a on śpiewa w OZ już ponad 20 lat. Jejku, ja taki stary jestem?

Nie zabrakło wielkich przebojów, w tym ich wykonaniu brzmi moc kapeli nie tyle rockowej, co nawet metalowej (predyspozycje wokalne Wałeckiego zdecydowanie idą w tą stronę). Zabawa przednia. I nawet w balladach, w których podobają mi się średnio, doceniam fakt iż są ładnie przygotowane - to brzmienie na 4 gitary, gdzie każdy coś wnosi swojego przynosi fajne brzmienie. Chłopaki cały czas się bawią, dowcipkują między sobą i to się przekłada też na to, że ludzie zaczynają się bawić. Nie obrażają się na ludzi, którzy stoją naburmuszeni, na to, że słaby aplauz, ale dają z siebie wszystko, jakby to był koncert dla zagorzałych fanów. Festynowe koncerty zwykle wypadają dość drętwo, tu na pewno tak nie było. Na deser "Obudź się", o który dopominał się wciąż ktoś z publiki i potem ze zdartym gardłem do domu. Dziś niestety kurowanie się. I wspomnienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz