niedziela, 16 września 2018

Światło między oceanami, czyli błogosławieństwo czy jednak przekleństwo

Powieść była u nas mocno reklamowana i nawet kusiło mnie, żeby po nią sięgnąć, niestety moje upodobania znowu wzięły górę - jak mam wybór między kryminałem i wyciskaczem łez, zwykle wiadomo po co sięgnę.
Pozostał mi więc film. Podobno dość wierna adaptacja, z niezłą obsadą, ładnie zrobiona, więc może niewiele stracę?
Melodramaty to nie do końca moja bajka, szczególnie takie, gdzie wszystko jest w dość oczywisty sposób podany na tacy, gdzie nie ma specjalnie miejsca na zastanowienie się nad decyzjami postaci, bo wszystko się układa niczym klocki w układance dla malutkich dzieci.
Skoro para nie może doczekać się dziecka, a los takowe im postawi na drodze, któż by nie skorzystał z okazji. Robisz to przecież nie tylko z miłości do partnera, aby dopełnić Wasz związek, ale i dla dobra maleństwa, by ofiarować mu to czego potrzebuje.


Dodajmy do tego osamotnienie, bo Isabela postanowiła "iść za mężem" na wyspę, gdzie Tom obsługuje latarnię, całymi tygodniami nie mając kontaktu ze światem zewnętrznym. Dotąd cieszyli się sobą, byli szczęśliwi, ale dwa poronienia na pewno dla kobiety są dość trudnym przeżyciem. Czuje się niepełna, rozpacza, że nie może ofiarować ukochanemu potomka. Czy można nie widzieć w takiej sytuacji w łodzi przybijającej do brzegu jakiegoś znaku? Przecież to cud, że niemowlak przeżył sztorm na morzu - jego ojcu się to nie udało.
Coś jednak cały czas tkwi w psychice Toma, co nie pozwala mu do końca zapomnieć o tym, iż zataili fakt odnalezienie dziecka. Być może przecież jego matka żyje. On - żołnierz po traumatycznych przeżyciach, bohater wojenny, wzór uczciwości dostał dzięki Isabel nowe życie, odnalazł szczęście, nie wyzbył się jednak swoich zasad. Powiedzenie światu, że dziecko nie jest ich, oddanie córki, dla niego byłoby pewną naturalną koleją rzeczy, czymś sprawiedliwym, ale dla żony, mogłoby zniszczyć ich związek, jako zdrada i największa rana jaką mógłby zadać. Być obdarowanym dzieckiem, po to żeby je oddać? To przecież jeszcze większa tragedia, niż nie mieć go wcale. Ale z drugiej strony jak cieszyć się szczęściem, gdy dzieje się to kosztem kogoś innego?

Mimo, że zwykle tego nie robię, zdradziłem Wam prawie całą esencję fabuły. Coś jednak tam jeszcze dla Was zostało, a nawet jeżeli zna się treść, ogląda się to całkiem sympatycznie. Michael Fassbender w zaskakująco stonowanej roli, piękna Alicja Vikander, poruszająca Rachel Weisz, cudowne zdjęcia i muzyka - plusów jest całkiem sporo... Bez większych zaskoczeń i poruszenia (przynajmniej w moim przypadku), ale bardzo dobry film, wart polecenia jeżeli ktoś lubi melodramaty bez epatowania przemocą, patologią i zbyt skomplikowanymi relacjami. Jest sentymentalnie, ale bez kiczowatości.
Czytaliście powieść? Warto? Bardziej pogłębione?

3 komentarze:

  1. Książki niestety nie czytałam, więc w sprawie powieści nie mogę się wypowiedzieć. Za to recenzja bardzo mnie zachęciła do zapoznania się z filmową wersją tej historii. Czasami właśnie sięgam po melodramaty (zarówno w formie literackiej, jak i filmowej), a skoro ten obraz trzyma solidny poziom, to nie powinnam się rozczarować. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Książki nie czytałam, ale film był interesujący i poruszający....

    OdpowiedzUsuń
  3. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń