"Nerwica natręctw" to kolejna komedia z jaką będą jeździć po kraju i podobnie jak poprzednie ich propozycje, stanowi dowód na to, że wśród spektakli teatrów bez własnej sceny, zwanych czasem objazdowymi, można znaleźć prawdziwe perełki. Świetna obsada, dobry tekst i sprawna reżyseria, sprawiają że prawie dwie godziny mijają błyskawicznie. Aż chciałoby się jeszcze, bo tak rzadko można trafić na równie skuteczną terapię śmiechem.
Słowo terapia w tym akurat przypadku jest bardzo na miejscu, bo też wszyscy bohaterowie tej sztuki spotykają się właśnie w poczekalni do psychiatry, z pewnymi problemami natury psychicznej. Czekając na swoją kolej, rozmawiają, dyskutują, a my mamy z tego niezłą zabawę, masaż przepony. Przy okazji dostajemy lekcję na temat różnych zaburzeń i sposobów radzenia sobie z nimi. Tak łatwo powiedzieć: weź zrób coś z tym swoim problemem (fobią, manią, czy jeszcze innym zespołem), tak niewielu ludzi zdaje sobie sprawę jak trudno nad pewnymi rzeczami panować, czy też do końca je wyleczyć.
Niektórzy z bohaterów przyszli, bo ktoś z bliskich im nie dawał spokoju, powtarzając że muszą się zmienić, inni sami są już zmęczeni tym co się z nimi dzieje. Przyjrzyjmy się zespołowi Touretta (czyli np. niekontrolowane przeklinanie i sprośne komentarze), przeliczaniu wszystkiego (arytmomania), strachowi przed bakteriami (nozofobia), powtarzaniu wszystkiego co się powie (palialia), lękowi przed stanięciem na linię, umiłowanie symetrii, czy tytułowej nerwicy natręctw. Wszystko ciut przerysowane, może i nie idealnie odpowiadające wszystkim ujętym w różnych publikacjach objawom, ale przecież nie o diagnozy tu chodzi, a o to żeby każda z postaci była inna, charakterystyczna i dawała aktorowi pole do pokazania swoich komediowych możliwości. Dzięki temu nie ma tu jakiegoś podziału na role pierwszo i drugoplanowe, gra cały zespół i nawet na chwilę nie siada tempo spektaklu.
Z ogromną przyjemnością patrzyłem na Zdzisława Wardejna, jak bawił się tym co dzieje się wokół niego, jak zwykle mnóstwo energii i humoru wnosił na scenę Artur Barciś, ale naprawdę trudno by mi było w tym spektaklu wskazać kogoś kto by wyraźnie odstawał od reszty. Rafał Królikowski pokazywał się już w lżejszym repertuarze, ale zobaczcie komediowe oblicze Jowity Budnik (choć częściowo pokazała je już w Supermence). Karolina Sawka i Katarzyna Herman również poradziły sobie ze swoimi postaciami bardzo dobrze. Każdy jest trochę inny, i właśnie ta szalona różnorodność, od sztywności i lęków, po skrócony dystans i bezpośredniość, stanowi tu największą frajdę. Gdy pacjenci chcą brać leczenie w swoje ręce, bo nudzi im się w poczekalni, możemy spodziewać się naprawdę zaskakujących efektów terapii.
Więcej informacji o spektaklu, wraz z terminami i miejscami pokazów w Polsce tu.
Reżyseria: Artur Barciś
Obsada: Katarzyna Herman/Katarzyna Ankudowicz, Jowita Budnik, Karolina Sawka, Artur Barciś/Andrzej Zieliński, Rafał Królikowski, Zdzisław Wardejn
NERWICA
NATRĘCTW czyli śmiechoterapia natręctwami
W
życiu bym nie wpadła na taki pomysł, żeby w jednym miejscu
zgromadzić sześć osób z różnymi natręctwami czy fobiami,
zamknąć ich w poczekalni u genialnego podobno psychiatry i patrzeć
co z tego wyniknie. A Laurent Baffie to zrobił, Artur Barciś
wyreżyserował, a gwiazdorska obsada sprawiła, że pokładałam się
ze śmiechu, reszta widowni również, a na koniec jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki wszyscy wstaliśmy i biliśmy żywiołowo
brawo.
Trudno
się nie śmiać kiedy Fred - Zdzisław Wardejn przeklina w najmniej
odpowiednich momentach (zespół Touretta), Andrzej Zieliński jako
taksówkarz przelicza wszystko zapamiętale (arytmomania), Jowita
Budnik sprawdza wszystko i o wszystko się martwi, Katarzyna Sawka
wszystko powtarza dwa razy (palialia), Katarzyna Ankudowicz bez
pamięci myje ręce, wietrzy pokój, bo boi się bakterii (nozofobia)
a Rafał Królikowski chodzi po ścianach, bo boi się nadepnąć na
linie, a tych – co za pech – jest w poczekalni na podłodze dużo.
Każdy z pacjentów oczekuje pomocy, ale lekarz utknął na lotnisku
i jego nieobecność się przedłuża, wobec tego zaczynają leczyć
się sami, a wtedy to dopiero robi się zabawnie. Istna jazda bez
trzymanki!
Ciepła komedia z ładną
puentą, która naprawdę bawi do łez. Więcej takich chciałoby się
oglądać. Brawurowo zagrana przez świetnych aktorów.
Szczerze
polecam.
Idźcie,
a będzie Wam dane śmiać się serdecznie.
MaGa
Ja miałem nerwicę natręctw. Minęło chwała Bogu samo . Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńCiekawie napisane, nerwica natręctw to ciężka i męcząca choroba.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisany artykuł. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisany artykuł. Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńPodła sztuka. Barciś w moich oczach skreślony.
OdpowiedzUsuń10% chorych na to popełnia samobójstwo. Nazwę „OCD” lub „zaburzenia/zaburzenie obsesyjno-kompulsyjne” słyszał praktycznie każdy z nas. Słusznie kojarzy się ona z ciągłym przymusem wykonywania jakiejś czynności. Największe cierpienie wywołuje jednak nie potrzeba zrobienia czegoś, lecz to, co za nią stoi – lęk. Człowiek dotknięty zaburzeniem obsesyjno-kompulsyjnym bardzo się czegoś boi i od tego strachu wszystko się zaczyna. Obawy dotyczą najczęściej zdrowia i zarazków („wszędzie są bakterie, zarażę się, jeżeli dotknę czegokolwiek w sklepie lub tramwaju”), pieniędzy („zbankrutuję”), a także bezpieczeństwa najbliższych. Zdarzają się także obsesyjne, budzące przerażenie myśli o zrobieniu komuś czegoś złego. Lęk jest tak silny, że Pacjent zaczyna zastanawiać się, co może zrobić, by go ukoić i zminimalizować ryzyko, że wydarzy się to, co tak strasznie go przeraża. Klasycznym przykładem jest mycie rąk – jeżeli ktoś obawia się, że zarazi się poważną chorobą, to znacznie zwiększa częstotliwość szorowania dłoni. To daje mu poczucie kontroli i sprawia, że lęk pozornie staje się minimalnie mniejszy. Pozornie, bo aby go ukoić, z czasem trzeba zacząć robić coraz więcej. Jeżeli ktoś, u kogo rozwija się OCD, początkowo mył dłonie dwa razy na godzinę, to z czasem zaczyna odczuwać potrzebę, aby robić to siedem, dziesięć, piętnaście razy, a wychodząc z domu co pięć minut spryskuje ręce środkiem odkażającym. Lęk nie mija, a jedynie chwilowo się wycisza i „stawia” coraz większe wymagania osobie, która jest nim owładnięta. „Błędne koło”, na jakim opiera się OCD, można więc w skrócie opisać tak: Bardzo boję się X (np. choroby) – robię coś, by temu zapobiec (np. myję ręce) – lęk nie znika, więc robię „coś” (myję ręce) jeszcze częściej. I tak w kółko. Jeżeli ten opis brzmi znajomo i wydaje Ci się, że możesz cierpieć na OCD, to przede wszystkim pamiętaj, że to nie Twoja wina! OCD jest zaburzeniem uwarunkowanym genetycznie i związanym z gospodarką chemiczną mózgu. Objawy mogą pojawić się samoistnie albo wskutek trudnego wydarzenia (zarówno pojedynczej sytuacji, jak i np. serii trudnych przeżyć z dzieciństwa), które wzbudziło u Ciebie lęk.
OdpowiedzUsuńI bardzo mi przykro, ze kulturalnych ludzi to bawi. To ja napisałam dwa poprzednie komentarze.
OdpowiedzUsuńDzięki za komentarz. To ważne co piszesz. Ale myślę że część publiki podobnie jak i ja, choć się bawi, zdaje sobie sprawę z tego jak poważny to temat. To nie jest kwestia wyśmiewania się chorych, czy bagatelizowania problemu, a raczej zwrócenie uwagi na coś co gdzieś jest poza społecznym postrzeganiem
Usuńwiele osób choruje?
OdpowiedzUsuńNerwica natręctw jest dość znaną chorobą i może dotyczyć wielu osób. Objawy są bardzo charakterystyczne i jeśli zauważmy je u siebie, to powinniśmy poszukać pomocy specjalistów. Na pewno warto udać się do psychologa. Jeśli o pomocy psychologicznej mowa, to warto wziąć pod uwagę stronę https://tomaszwitkowski.pl/ . Tam znajdziecie wiedzę oraz wiele różnych interesujących wpisów.
OdpowiedzUsuń