poniedziałek, 24 września 2018

Frost/Nixon, czyli boks na słowa

Nie ma u nas specjalnej tradycji poważnych i głębokich wywiadów, a już na pewno nie robi się ich z politykami, być może bojąc się tego, że bieżąca polityka jest zbyt nasycona emocjami. W Stanach zaś do oglądania takich rozmów zasiadało przed ekranami więcej ludzi niż do jakiegoś serialu. To się w głowie może nam nie mieścić, że przez cztery dni, ponad 40 mln. ludzi zasiadało po to, by zobaczyć kolejne odsłony rozmowy na żywo z byłym prezydentem Nixonem. Po aferze Watergate odchodził w niesławie, ale nie brakowało ludzi, którzy sądzili że nie jest niczemu winien, że to błędy jego podwładnych i spisek demokratów, którzy uwikłali we wszystko również Biały Dom. Dla niego wywiad mógłby być kolejną okazją do wybielenia się, pokazania się jako mąż stanu, którego niestety kraj się pozbywa. A dla tych, którzy czuli, że coś jak najbardziej jest na rzeczy, tylko trzeba znaleźć sposób na to, by to z prezydenta wyciągnąć? Pewnie głównie chodziło o rozgłos medialny, o to że to właśnie oni zdobyli potwierdzenie i to na żywo, przed całym narodem.


W filmie, w którym sporo miejsca poświęcono przygotowaniom, nerwom, czy uda się zdobyć środki, czy jakakolwiek stacja odważy się na coś takiego, czy będzie oglądalność i wreszcie kombinowaniu nad pytaniami, najciekawsze są chyba sceny samego wywiadu. Długie minuty rozmowy, ta gra psychologiczna, uważanie na każdy niuans, zmiany tematu, zdobywanie punktów, a potem ich tracenie. To właśnie czyni ten obraz interesującym, choć pewnie jest to propozycja dla tych, których choć trochę interesuje polityka. Obaj mieli sporo do stracenia, każdy chciał wyjść z tego pojedynku zwycięsko. Brytyjski dziennikarz David Frost (Michael Sheen) nie miał zbyt wiele do czynienia z poważną publicystyką, jego talk show to była przede wszystkim rozrywka. Teraz staje przed dużo trudniejszym wyzwaniem. Błazen kontra polityk wielkiego formatu - jak przekonać widza, że ta rozmowa będzie naprawdę niosła coś ważnego?
Brawa należą się dla Franka Langelliego, który pokazał prezydenta nie jako cynicznego i zakłamanego despotę, ale jako człowieka którego boli porażka, wciąż silnego, ale już bez tej wiary w swoją nieomylność, pełnego ambicji i kompleksów. 
A przy okazji możemy zastanowić się jak olbrzymi wpływ mają na nas media, jak potrafią kreować nawet nasze poglądy na temat jakichś kandydatów. Choć sam film również nami manipuluje dodając dramatyzmu i sugerując iż finalnie efekt był dużo większy niż naprawdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz