czwartek, 14 czerwca 2018

Bez pożegnania - Barbara Rybałtowska, czyli to nie jest tylko ich historia

Gdy wydawnictwo Axis Mundi napisało do mnie z propozycją ósmego tomu sagi autorstwa Barbary Rybałtowskiej, bez zastanowienia odmówiłem, bo przecież nie ma sensu czytać czegoś od końca. Opis brzmiał jednak ciekawie i tu zadziałały umiejętności przekonywania pań z wydawnictwa: to może Pan spróbuje od początku – poszukamy u nas pierwszych tomów. Przeczytałem. I już wiem, że będę kontynuował sagę, szukając kontynuacji. Skończyłem pierwszy, od razu zaczynam drugi. To dość specyficzna lektura, bo nie porywa od razu bogactwem języka, opisów, wydaje się nawet dość chłodna, czy surowa. Jej siłą jednak jest autentyczność, bo autorka zaczęła spisywać w latach 60, pod namową m.in. Brzechwy, wspomnienia swoje oraz mamy, z którą już na początku drugiej wojny światowej, zostały wywiezione na Sybir, w rejony Irkucka, Nowosybirska. Powieść, w której wspomnienia o kolejnych napotykanych na drodze osobach, przeplatają się z dramatycznymi opisami różnych nieszczęść, tragedii, sytuacji, które są dla nas trudne do wyobrażenia, pewnie zostałaby odłożona przeze mnie na bok. Gdy jednak mam świadomość, że to jakby pamiętnik, choć spisywany po latach, te same zdania przyprawiają o drżenie serca i czytasz to powstrzymując narastające wzruszenie.

Jak choćby fragment, gdy po kilku latach udręki, walki o życie każdego dnia, pracy ponad siły, głodowania, w ręce bohaterki trafia książka po polsku. Ileż te słowa dla niej są warte, ileż emocji w niej budzą. Właśnie poprzez takie sceny, coś z tej historii we mnie zostaje, a wydawałoby się chłodne zdania, informacje o kolejnych umierających wokół niej, kolejnych nieszczęściach i przeżywanym bólu, zaczyna się czytać trochę inaczej. Ile razy można bowiem umierać z wyczerpania, podnosić się na nowo, jedyny sens odnajdując w tym, że trzeba to zrobić dla córki, ile razy serce może prawie zatrzymać się ze strachu. Bohaterka musi się stać twarda, nie okazywać słabości, choć przecież kobiecie z dzieckiem w takich warunkach przetrwać jest niełatwo. Czytać o takich sytuacjach, a wiedzieć co one mogą one oznaczać dla realnego człowieka, to przecież nie to samo. Dlatego może spisywane po latach wspomnienia jednocześnie mają i nie mają w sobie tego dramatyzmu, słowa okazują się niewystarczające, by oddać te wszystkie chwile gdy człowiek czuje, że to już koniec, że nie da rady. 
Losy Zofii Markowskiej i jej maleńkiej córki Kasi wzruszają, bo widzimy w nich nie tylko ich historię, ale również tysiące innych, bardzo podobnych. Wiele z nich zostało brutalnie przerwanych na wschodzie, a jedynie nielicznym udało się wyrwać z łap Wielkiego Brata, choć ich podróż przez tysiące kilometrów, przez Syberię, Pakistan, Iran i Afrykę, wciąż z nadzieją na powrót do ojczyzny, nie była wcale prosta. Przeżyli i znosili coś, co nam nawet trudno sobie wyobrazić, a mimo to nie stracili zupełnie radości i sensu życia. Również w prozie Rybałtowskiej to się czuje – w zalewie nieszczęść i cierpienia, jej bohaterowie wciąż potrafią patrzeć na świat z nadzieją, wspierać się, dzielić się nędznymi resztkami, które posiadają, jeżeli widzą kogoś bardziej potrzebującego.
Początek sagi może i napisany jest w dość prostym stylu, mimo to jakoś zostaje w sercu. "Bez pożegnania" to kawałek naszej historii, przedziwna mieszanka ciepła, nadziei i smutku, wzruszająca gdy ma się świadomość ile w niej autentycznych przeżyć. 
Więcej o książce tu


3 komentarze:

  1. To już druga recenzja tej książki, którą przeczytałem w blogosferze. Będę więc jej poszukiwać :) Pozdrawiam znad filiżanki porannej kawy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten tom jest pełen emocji, MOCNO mnie poruszył. Warto!

    OdpowiedzUsuń