sobota, 13 grudnia 2025

Tkająca wiatr - Julie Johnson, czyli weź się dziewczyno ogarnij

Barwione brzegi, klimatyczna okładka kuszą z daleka. Niestety tym razem chyba nie będzie mi spieszno do kontynuacji. O ile początek, czyli historia półelfki, dotąd żyjącej trochę jak ścigane zwierze albo członek oddziału partyzanckiego, uwięzionej przez wrogi oddział, potrafi narobić nam sporo smaku. 
I choć potem rozgryzanie tego czego od niej się oczekuje, odkrywanie własnych umiejętności, których nie była świadoma, jeszcze utrzymuje naszą ciekawość, to niestety im dalej tym więcej w tym rozterek sercowych, jakichś dziwnych dylematów. I nawet rosnące zagrożenie raczej nie uleczy naszego zniecierpliwienia i zażenowania. 

Czy naprawdę każde fantasy teraz musi przybrać kształt romantasy? Czy wszędzie trzeba wtryniać tak schematyczne rozwiązania - on pragnie jej dobra, ale jednocześnie stara się ją odpychać, żeby nie uczynić jej krzywdy, ona więc idzie w stronę tego kto jest jeszcze bardziej przystojnym, cynicznym draniem, który traktuje ją jedynie jako zabawkę. Ech... 

piątek, 12 grudnia 2025

Nie jedz tego, to na święta - Jakub Bączykowski, czyli czasem trzeba po prostu trochę odpuścić

Niby z zasady piszę o książkach, ale skoro przy filmach zdarzało mi się pisać o krótkim metrażu, a przy muzyce o EPkach to wybaczcie, że tym razem również literacko krótka forma. Opowiadanie, jakie wypuścił przed świętami Bożego Narodzenia Jakub Bączykowski to kontynuacja jego dwóch powieści z Pawłem i Sebastianem w rolach głównych. Tym razem już trochę mniej awantur wokół nich, powoli zagnieździli się na tym Podlasiu, a my możemy zobaczyć ich w tej nowej, spokojniejszej jakby sytuacji. 
 

Choć chyba przy każdych świętach, tego spokoju to chyba jednak trochę brakuje, prawda? Zwłaszcza jeżeli próbujemy światu (i sobie) coś udowodnić, dokładając starań by wszystko było perfekcyjne. 

czwartek, 11 grudnia 2025

Czas kruka, czyli ta otchłań wzywa i nie daje spokoju

Nazwisko Benedicta Cumberbatcha pewnie przyciągnie jakąś część kinomaniaków do kina na tą produkcję, warto jednak powiedzieć że to na pewno nie jest kino rozrywkowe ani lekka propozycja na seans we dwoje. Fani na pewno jednak docenią jedną z ciekawszych kreacji tego aktora!

Dylan Southern sięgnął po powieść Maxa Portera, Grief is the Thing with Feathers i stworzył film, w którym chwilami ważniejsza od warstwy fabularnej staje się warstwa plastyczna, forma z jaką obcujemy. Przeplatanie zwykłego obrazu scenami komiksowymi, budowanie wizji jak ze snu, wciąga nas w świat uczuć i myśli głównego bohatera. Niby towarzyszymy mu w normalnych, codziennych czynnościach, mocno jednak czujemy że często jest on kompletnie nieobecny, jakby więcej czasu spędzał zamknięty w świecie swoich wspomnień, mrocznych obrazów kotłujących się w głowie. 

Druga Furioza, czyli mocniej i jeszcze więcej Juliusza Cezara

Gdy pisałem o Furiozie (tu kliknij) zatytułowałem notkę Juliusz Cezar dla kiboli. No to w części drugiej będziecie mieli jeszcze więcej tych klimatów, czyli są ustawki, przemoc, narkotyki, jest zbrodnia i są wyrzuty sumienia, duchy które nie dają spokoju. No Juliusz Cezar jak nic. Czyli władza, pieniądze, zazdrość... No i dołożono do tego miłość, która przez chwilę wydaje się mieć szansę na wyrwanie bohatera z tego dziwnego kręgu zatracenia w jaki wszedł. Jeszcze bardziej zaryzykować, jeszcze większą zgarnąć pulę, jeszcze mocniej... Byle zagłuszyć te wszystkie głosy w głowie, że może wcale nie o to chodzi, że może nie było warto. No bo jak to - zabić najlepszego przyjaciela? 

Wracamy do niektórych scen z części 1, by jeszcze raz spojrzeć na to jak do tego miejsca w którym jest Golden doszedł. Pewnie trudno by zrozumieć jego wszystkie motywacje bez tego. A potem historia rozpędza się coraz bardziej... choć przecież jej koniec znamy. 

środa, 10 grudnia 2025

Rumor - Robert Małecki, czyli gdy na twojej działce znajdują zwłoki

Kryminalna środa i coś trochę w stylu powieści Chmielarza sprzed tygodnia. Obrazki z peryferyjnej Polski, z życia szaraczków, których życie nie wydaje się tak interesujące by o nim pisać. W ich życiu jednak przecież też zdarzają się dramaty, czasem dokonują czynów, które woleliby ukryć przed światem. A gdy świat je odkrywa, są gotowi zrobić naprawdę wiele, by jednak uniknąć konsekwencji. 


Przeszłość powraca do nich, gdy już wydawało im się, że jest głęboko zakopana, że nikt do tego nie będzie wracał. Jednak co ważne - nawet jeżeli dziś już nie wszyscy zaangażowani w sprawę żyją, nie znaczy że nie chce się bronić ich dobrego imienia. To miało być tak dobrze przygotowane, zaplanowane... Niby działali wtedy pod presją, jednak obiecywali sobie, że zawsze będą milczeć i w razie zagrożenia trzymać się jednej wersji. 

Gdy więc jeden z przyjaciół łamie tą przysięgę, drugi postanawia stanąć do walki i za wszelką cenę zmusić do wycofania się z rzucanych w przestrzeni medialnej słów. 

poniedziałek, 8 grudnia 2025

Rocznica, czyli jesteśmy rodziną, nic nas nie poróżni

Najnowszy film Jana Komasy, pierwsza jego produkcja w Hollywood, pewnie nie każdemu będzie leżał, bo zdecydowanie to głos mocno opowiadający się po jednej stronie sporu politycznego. Jedni pewnie będą więc bić brawo, inni będą kręcić nosem, doszukując się w pewnych sugestiach mocnej krytyki polityki Trumpa i jego zaplecza politycznego. Wygrali, ogłosili że to oni są głosem prawdziwej Ameryki, w odróżnieniu od dotychczas rządzących "elit", oderwanych od problemów zwykłych ludzi. I tak oto populista pozujący na zwykłego szaraczka, który jest miliarderem o wielki ego i robi wszystko jedynie po to by zwiększyć majątek, niszczy wszelką krytykę, rządzi kompletnie w chaotyczny sposób, a mimo to potrafi utrzymać na sobie na tyle uwagę ludzi, by wszystko uchodziło mu na sucho. 

W "Rocznicy" choć punktem wyjścia jest rodzinny spór, wynikający poniekąd z różnic pokoleniowych, z braku zaufania do innego sposobu patrzenia na rzeczywistość, powoli reżyser prowadzi nas w kierunku, który dla wielu ludzi jest dość czytelny w polityce Trumpa. Zawłaszczenia przez jedno środowisko nie tylko władzy, ale sądownictwa, gospodarki, mediów, ale również wszystkich innych sfer funkcjonowania społecznego. To oni chcą ustalać co będzie dla ciebie dobrą kulturą, edukacją, jak masz myśleć i co masz mówić. 

O ile w tej warstwie polityczno-futurystycznej, otrzymujemy całkiem niezły thriller, kto wie czy ten film nie byłby jeszcze ciekawszy, gdyby nie pozostać jedynie na łonie tej jednej rodziny, bez tych uproszczeń i przerysowań, których im bliżej finału coraz więcej. 

Vetrarsól - Árstíðir, czyli czasem wystarczy głos

Muzyczny poniedziałek i po raz kolejny coś zupełnie nowego. Czasem w skrzynce pocztowej można znaleźć zadziwiające rzeczy - tym razem inspiracją do poszukiwań muzycznych była informacja o trasie koncertowej islandzkiego zespołu Árstíðir. 
 

A że koncerty w Polsce są właśnie na dniach - dziś Wrocław (bilety https://bkb.pl/168572-429e3) jutro Kraków (bilety https://bkb.pl/168844-90c5b) a potem jeszcze Poznań, ale zdaje się wyprzedany, to nie mogę odkładać tej notki. 

I choć widzę że panowie zmieniają trochę swoją muzykę - bo część nagrań spokojnie można by potraktować jako indie, pop, z odrobiną folku, postanowiłem napisać o najnowszym krążku, który mnie mocno zaskoczył. Tu praktycznie nie ma instrumentów, choć zwykle chyba panowie na nich grają, a słyszymy tylko i wyłącznie głosy. 

niedziela, 7 grudnia 2025

Męskie gadanie 2 - Beata Biały, czyli męskość w różnych odsłonach

Beata Biały kontynuuje swój cykl rozpoczęty dwiema publikacjami, czyli Męskim gadaniem i Kobiecym Gadaniem (pisałem o nich tu i tu). Skoro model się sprawdza, a przecież ciekawych rozmówców jest więcej niż 16 czy nawet 32, czemu tego nie pociągnąć dalej? 

Dużo na pewno zależy od osoby prowadzącej rozmowę, żeby to nie przerodziło się w rozmowę o tym "co u mnie słychać" albo banalne wspomnienia z dzieciństwa. Pomaga na pewno pomysł na jakiś temat przewodni, choć już widać że nie na każdego to działa. W niektórych wywiadach czuć więcej szczerości, udaje się przełamać pewną barierę kreacji, w niektórych pozostajemy trochę na poziomie ogólników. Niestety mam wrażenie, że nie zawsze dobrym pomysłem jest by zamiast podążać za rozmówcą, wciąż próbować ukierunkowywać go cytatami "A Sartre powiedział to i to...", bo to trochę wybija z opowieści jeżeli już dotknęliśmy czegoś ważnego. Doceniam jednak pomysł i próbę, by przy każdym z rozmówców próbować dotknąć czegoś ważnego. 

sobota, 6 grudnia 2025

Czytelniku, nienawidzę Cię! Henry Kuttner, czyli im więcej promili tym lepsze pomysły

Sobota i czas na fantastykę. Tym razem bardzo lubiana przeze mnie seria Wehikuł Czasu, czyli klasyka S-F od Rebisu. Co prawda ten konkretny tytuł jakoś wyjątkowo długo mi się czytał, ale czasem to tak bywa z opowiadaniami - jedne porwą bardziej inne mniej. 

Co do Henry'ego Kuttnera, na pewno nie można odmówić mu pomysłów, wyobraźni i poczucia humoru, szczególnie przy kilku pierwszych opowiadaniach, które były najmocniejszym punktem tego tomu. Oto Galloway Gallagher, genialny wynalazca, który jest w stanie wymyślać praktycznie coś z niczego. Ma jednak pewną słabość, której pewnie domyślicie się po tytule dzisiejszej notki. Otóż szczególnie dobrze i twórczo pracuje mu się po alkoholu, stąd też stara się utrzymać non stop sporą dawkę promili we krwi.

piątek, 5 grudnia 2025

Tuczarnia motyli - Marcin Szczygielski, czyli ten to ma wyobraźnię...

Piątek i coś familijnego. A tym czymś będzie kolejny tytuł Marcina Szczygielskiego - jak tylko wpada mi w oczy jego nazwisko, biorę to w ciemno i potem mam wielką przyjemność zanurzania się w fabułę i zabawne ilustracje (tym razem Magda Wosik). Nie dziwcie się, jak człowiek czytał za młodu, ma jakiś sentyment do tych historii, a jeszcze jak kierunkowo po pedagogice, to już można by rzec sięganie po rzeczy, które mogą czytać młodzi, jest jego obowiązkiem. W końcu musi szukać tego co dobre, nie? 

A Marcin Szczygielski póki co jakoś nie rozczarował. Bywa lepiej, bywa gorzej, ale generalnie nigdy nie ma zawodu. Tym razem niestety trafiłem na drugi tom cyklu, więc nie znam początku tej historii, pierwszej szalonej przygody Mai u jej babci, może kiedyś jeszcze nadrobię. W każdym razie niby można czytać osobno, lepiej jednak pewnie będzie po kolei. 


Czym jest Tuczarnia motyli? Zabawną, trochę szaloną przygodą, lekko nawiązującą do Alicji w Krainie Czarów. Gdy bohaterka staje się pomniejszona i wchodzi w krąg dziwnych postaci, które raczej żyją trochę innymi wartościami, niże te które zna dziewczynka, pewne podobieństwa staną się wyraźne. 

czwartek, 4 grudnia 2025

schody, schody, schody, czyli tak łatwo powiedzieć "je suis Olga"

MaGa: Intelektualny spektakl o cudzym cierpieniu. Bardzo dobrze zagrany a jednocześnie trudny do jednoznacznego określenia. To co dzieje się na scenie oddziałuje na nasze emocje, a mimo to trudno jest powiedzieć co naprawdę wpływa na takie postrzeganie. Drapie coś od środka a opowiedzieć co to jest, staje się niesłychanie trudne.


Robert: W dzisiejszych czasach przecież obserwowanie czyjegoś cierpienia staje się tak powszechne, czy to poprzez media, czy Internet prawie w każdym miejscu świata możemy być obecni. A mimo to, a może właśnie dlatego też to trochę obojętnieje, nie porusza tak jak kiedyś. Czasem nawet gdy jesteśmy bezpośrednimi świadkami, zamiast ratować, pomagać, wołać o pomoc, stajemy się operatorami rejestrującymi wydarzenia jakby to było naszym najważniejszym zadaniem. To o czym się nie dowie świat, jak najwięcej ludzi, jakby traci w naszych oczach na znaczeniu. 
Może więc potraktujmy to jako zwrócenie nam uwagi, żeby z cierpienia nie robić sensacji, nie nagłaśniać na siłę bez pytania o zgodę, nie wysuwać się na pierwszy plan. Czyż tak nie robią dziennikarze, publicyści, którzy "w imieniu ofiar" zabierają głos?

Hipnoza - Krzysztof Bochus, czyli gdy Napoleon był bogiem...

I jeszcze jeden kryminał, a wieczorem może dorzucę jeszcze notkę teatralną. 
 
Tym razem coś retro. W takich klimatach Krzysztof Bochus, którego obserwuję w miarę regularnie od pierwszej powieści, radzi sobie fenomenalnie. Choć dotąd zabierał nas raczej do początku lat 20 ubiegłego wieku, do czasów gdy fala nazizmu powoli się wznosiła w Niemczech, tym razem sprawił pewną niespodziankę. O Gdańsku za czasów wojen napoleońskich chyba dotąd w literaturze popularnej pisało się bowiem niewiele. 

Można jednak dostrzec pewne podobieństwa - choćby w tych skomplikowanych motywach głównego bohatera i jego ambiwalencji do tych, którzy nakazali mu prowadzenie śledztwa. 
Dotąd w jego powieściach retro bohaterem był niemiecki policjant, który z niepokojem i niechęcią obserwował zachodzące w kraju zmiany, człowiek świetnie odnajdujący się w różnych środowiskach, po prostu dobry glina, niosący sprawiedliwość, nawet jeżeli ma ona obrócić się przeciwko jego przełożonym. 
Teraz zaś mamy do czynienia z młodym mężczyzną, którego ojciec służył jako lekarz w armii francuskiej, trochę lekkoduchem i buntownikiem, ambitnym, poszukującym w nowych dziedzinach nauki (jego eksperymenty z hipnozą będą bardzo przydatne), poddanym Napoleona, ale przede wszystkim identyfikującym się jako obywatel miasta. Wypędzono stąd Niemców, wciąż jednak wydają się oni aktywni na tych terenach, a Hamilkar Sterling przecież żył wśród nich tyle lat, można by rzec jest jednym z nich. Francuzi wpadają jednak na diabelski pomysł jak zapewnić sobie jego posłuszeństwo - zamykają w więzieniu jego schorowanego ojca, obiecując że gdy wywiąże się z misji, natychmiast go wypuszczą. 

środa, 3 grudnia 2025

Podejrzany X - Keigo Higashino, czyli cóż za intelektualny pojedynek

Ależ to było smakowite! Nawet nie jako kryminał, ale jako dawka japońskiej kultury, dotknięcia tej mentalności, porcja czegoś zupełnie innego. W naszej literaturze nawet jak zdarzy się jakaś sprawa, która na tyle wciągnie jakiegoś śledczego, by nie chciał jej porzucić, by drążył, zwykle jest to coś bardzo poważnego, a nawet wtedy raczej są to działania wokół podejrzanego, jakby sprawdzanie jego alibi. A tu? 

A dajcie spokój - co ileś stron łapałem się na myśli: to niemożliwe, przecież to już nękanie, no tak nie można, złożyłbym skargę do przełożonych. Po czym uświadamiałem sobie: zaraz, zaraz do Japończycy, tu wszyscy szanują prawo i raczej nie stają okoniem jak u nas. Skoro ktoś pyta i sprawdza, trzeba spokojnie się temu poddać - widocznie tak trzeba. Szczególnie gdy jest to kobieta samotnie wychowująca dziecko, więc ani nikt się po niej nie spodziewa jakiejś stanowczości wobec mężczyzn, ani specjalnie jej na to nie pozwoli. Powiecie że zabrzmiało to szowinistycznie i że upraszczam? Kurcze, to naprawdę niełatwo wytłumaczyć, ale po lekturze kilku powieści z Japonii mam wrażenie, że w normie kulturowej tam są jednak mocne różnice jeżeli chodzi o pozycję kobiety, że wiele z nich choć chciałoby to zmieniać, trochę jednak powiela pewne wzorce. Dużo mocniejsza jest też rola tradycji, tego co przekazują rodzice czy dziadkowie. 
Czemu o tym piszę? Bo to ważna część tej powieści - atmosfera w jakiej się to wszystko rozgrywa - z jednej strony szacunku, pełnej kultury, nikt nie podnosi głosu, nie krzyczy, nie oskarża, nie robi awantur, co wcale nie wyklucza determinacji zarówno z jednej jak i z drugiej strony.