poniedziałek, 11 maja 2020

Nocny Kochanek Alkustycznie, czyli to już nie to samo

Wiemy już, że w tym roku o zabawie na Pol'and'rock możemy niestety zapomnieć. Choćby nie wiem jak ktoś się starał, online tej atmosfery się nie odtworzy. Podobnie jak średnio udają się próby robienia nowych wersji swoich przebojów w domu - szczególnie jeżeli ktoś bazuje na ostrych riffach i ciężkim graniu. Tak właśnie mam z Nocnym Kochankiem - jedną z kapel jakie zrobiły w ostatnich latach duże show właśnie w Kostrzynie. Widziałem ich na żywo i wcale się nie dziwię, że zostali dobrze przyjęci, bo choć zespół odbierany jest raczej jako muzyczny wygłup, na żywo wypadają świetnie. Duża w tym zasługa Krzyśka Sokołowskiego - wokalisty, który drze ryja i potrafi utrzymać świetny kontakt z publiką. Jego charakterystyczny wokal nie wszyscy lubią, ale nie da się zaprzeczyć, że pasuje głównie do metalowych numerów, gdzie może rozwinąć pełną skalę. I to mój największy problem z ich najnowszym krążkiem.

Jak rozumiem, to Jurek Owsiak namawia różne kapele, by próbować coś nagrywać mimo epidemii, a warunki domowe trochę wymuszają inne instrumentarium - może akustycznie łatwiej to zgrać do kupy? Raptem kilka numerów, więc to taka EP-ka, ale jedne z największych przebojów kapeli (Andżeju, Zdrajca metalu itp.). Wszystko jednak brzmi... No kurcze, trochę jak balladki grane przy ognisku. Wiadomo - przerabianie solówek metalowych na gitarę akustyczną nie jest łatwe, ale może w takim razie lepiej tego nie robić lub ograniczyć się jedynie do wolniejszych numerów? Najgorzej jednak w tym wszystkim wypada wokal, który traci całą moc i charyzmę, brzmi nawet dość dziecinnie. Zaiste, dziwnie się tego słucha. To co na koncertach bawiło - metal z jajcarskimi tekstami, w wersji domowej to taki sflaczały balonik, z którego prawie zeszło powietrze.
Propozycja chyba tylko dla największych fanów kapeli, szczególnie wersja video. Jako krążek do kupienia - ja odradzam.




1 komentarz: