MaGa: Scena Debiutów (Teatr WARSawy) może dorzucić do swojej puli kolejny udany spektakl, czyli „Nie piję, nie palę, chętnie zrobię z pani mamę”.
R.: Zgoda, widzieliśmy już ich całkiem sporo w tym roku i w sumie chyba tylko raz przeżyliśmy rozczarowanie. Pracy z debiutantami nie trzeba się bać, jak widać liczy się pomysł, praca i pasja, a reszta z czasem może się wypracować. A i widzowie powinni odważniej wybierać się na takie spektakle - może czasem i trema zżera aktorów, ale na pewno nie zobaczy się tu gwiazdorzenia, odwalania fuszerki od niechcenia, każdy daje z siebie maksimum.
MaGa: No właśnie. Debiutanci tak mocno się starają. A tym razem tytuł sugerował, że będzie można się pośmiać… a tu niespodzianka; bo jeśli się śmiejemy, to jest to śmiech przez łzy.
R.: Sporo z tych scenek przypominało mi reportaż, który kiedyś czytałem: „Polak sprzeda zmysły” Konrada Oprzędkai potem sprawdziłem, że faktycznie to jego teksty wykorzystano. To takie przyglądanie się pragnieniom, tęsknotom i żądzom młodych ludzi - ktoś pragnie dziecka, ale nie stałego związku, ktoś inny zarabia na sprzedaży swojej używanej bielizny, jeszcze inny frustruje się tym, że wymarzona stabilizacja jest nierealna w sytuacji gdy wciąż zasuwa na umowy zlecenia, bez etatu i jakiejkolwiek pewności na przyszłość...
MaGa: Mojemu pokoleniu, któremu wejściu w dorosłe życie „towarzyszył” stan wojenny, puste sklepy, czas gdy wszystko się zdobywało, załatwiało itp., często wydaje się, że współczesne pokolenie 20 – 30-latków ma niebywale dobrze. Sklepy uginają się od wszelkiego dobrodziejstwa, oni sami mają wszystkiego w bród. Więc i zdziwienie: dlaczego oni są tacy sfrustrowani?
R.: Każda epoka ma swoje trudności i frustracje, ciężko to porównywać. Czy dzisiejsze tempo życia, wymagania jakie trzeba osiągnąć by sprostać wyścigowi, by zapewnić przyszłość dzieciom, nie niosą ze sobą zmartwień i rozczarowań? Wolność również bywa iluzoryczna, bo choć nie zagraża nam wróg zewnętrzny, to przecież świat każdego dnia zmusza ludzi do dokonywania różnych wyborów, a wiele z nich mogą wciągnąć w pułapkę, z której wyjść bardzo trudno. Kiedyś ludzie musieli zmierzyć się z trudnością, fizycznie stawić jej czoła, dziś wielu raczej wybierze ucieczkę, nawet na jakiś czas, by nie myśleć o tym co nieprzyjemne, by cieszyć się możliwością odcięcia się od tego co trudne. Czy więc dziwne, że choć młodzi śmieją się z rodziców czy dziadków, tłumaczą im, że nie rozumieją oni współczesności, ich podejścia… niejeden raz zderzają się ze ścianą, bo sami też nie mają gotowych rozwiązań, a brak autorytetów lub szukanie ich w ludziach, którzy jedynie udają, że mają odpowiedzi, przynosi rozczarowanie. Wpadliśmy w jakieś socjologiczne dywagacje, ale wróćmy do przedstawienia.
MaGa: Inne czasy – inne problemy. Moje pokolenie opierało swoją egzystencję na przyjaźniach, znajomych. Było siermiężnie, ale w bliskości z innymi. I tak sobie myślę, że obecne pokolenie traci to. Niby wszystko mają na wyciągnięcie ręki, jednak oddalają się jeden od drugiego…
R.: Zastanawiam się nad tym co w tym tekście było myślą przewodnią - samotność i zbyt płytkie relacje? Jak myślisz? Dla mnie niektóre z tych scenek nawet nie były ze sobą jakoś mocno połączone, chyba że jako taki związek potraktujemy wiek aktorów i jednocześnie bohaterów jakich grają. 20-30 latki, zapatrzone w to co podsuwa im świat jako obraz sukcesu i próby, by za wszelką cenę do tego doskoczyć.
MaGa: Myślę, że i samotność i brak głębokich relacji, ale także strach (a może niechęć) przed walką o swoje „lepsze jutro”. A może także frustracja, że ich wiara w pracę bez etatu, bez normowanych godzin pracy wcale taka fajna nie jest? . Kiedy ze sceny pada prośba-marzenie: „chcę etatu”, to się uśmiechamy, ale pod skórą czujemy, że ten pogardzany początkowo etat był i jest jakimś gwarantem stabilności, a stabilność jest podstawą przyszłego dobrobytu. Dzięki niemu można wziąć kredyt na mieszkanie, kupić samochód, który pomógłby w pracy. Prekariusze tego nie mają. Marzyli o wolności w pracy, życiu, mieli zdobywać świat, który przecież tak bardzo się przybliżył… i nagle! bum… okazuje się, że będąc pracownikiem na zlecenie, niby z głodu nie umrzesz, ale i nie podskoczysz zbyt wysoko… Lata lecą, marzenia się oddalają, narasta frustracja i desperacja.
Myślę sobie, że każdy człowiek, w każdym pokoleniu, wchodząc w dorosłe życie stawia przed sobą jakieś cele, głowę ma pełną ideałów, nosi w sobie marzenia i stawia przed sobą zadania do realizacji. I części z tych ludzi to się uda, może nie do końca i nie we wszystkim, ale jednak – tak. Pozostaje natomiast część populacji, która w konfrontacji z marzeniami polegnie lub boleśnie się potłucze. A wygląda na to, że obecnie odsetek młodych osób, którym nie wychodzi jest stosunkowo duży. I można postawić pytania: sięgali zbyt wysoko? czy może są za słabi by dojść na szczyt? A może ich marzenia, napędzane mediami, są dla nich za wysoko? Może są nierealne? I stąd ta frustracja…
R.: Tak naprawdę każdy pewnie tu znajdzie jakąś swoją ulubioną scenę, historię, która go najbardziej poruszy, bohatera który wyda mu się znajomy. A już na pewno każdy coś sobie zanuci pod nosem, bo muzyki tu sporo. Nie wspomnieliśmy przecież tego, jak ciekawym pomysłem było wykorzystanie w tym spektaklu piosenek. Tak! Mamy do czynienia z musicalem. No, może bez rozmachu, z jakim zwykle kojarzymy ten gatunek, ale sięgnięcie po mniej lub bardziej znane teksty z różnych dekad, pozwoliło na to, by młodzi aktorzy wyrażali swoje emocje również w taki sposób. Może nie zawsze jest idealnie wokalnie, lecz nie wyczuwa się też wielkich zgrzytów, tak jakby rzeczywiście bez trudu przechodzili od tekstu do śpiewania, co przecież jednak wcale tak proste nie jest.
MaGa: Tak było. 😊 W każdym razie spektakl bardzo mi się podobał. I bardzo mi się podobali młodzi wykonawcy. Nie zawsze w piosenkach ich głosy brzmiały perfekcyjnie, ale świetnie współgrały z tym o czym mówiono i podkreślały to co działo się na scenie. Współcześni młodzi, jeszcze „nieopierzeni”, próbujący, błądzący, szczęśliwi, sfrustrowani… to było w aktorach-debiutantach słychać i brzmiało autentycznie. Z ruchem, potrafiło pozytywnie zaskoczyć. Naprawdę było dobrze.
Oprawa muzyczna była świetnie pomyślana. Znane utwory z różnych lat, słuchane przez różne pokolenia, w innej, ciekawej aranżacji, powodowały podkreślenie kwestii mówionych na scenie. Młodzi aktorzy: Katarzyna Faszczewska, Dominika Handzlik, Adrian Kieroński i Robert Mróz bardzo fajnie oddali współczesnych młodych. Wykonawcy raz byli zagubieni, raz źli, raz zdesperowani, raz nieśmiali – zmieniali się z każdą scenką. I byli w tym dobrzy. Brawo.
R.: Nawet z pojawiającymi się nieprzewidzianymi okolicznościami potrafili sobie dać radę 😊. No bo jak tu się nie ugotować, gdy twojemu koledze co i rusz odkleja się podeszwa od buta - cud że się nie wywalił. Podobała mi się ta czwórka i mam nadzieję, że kiedyś jeszcze będę mógł ich zobaczyć, przypomnieć sobie ten ich debiut i pomyśleć: jak fajnie się rozwinęli. Oby mieli dobrych nauczycieli!
Z moich uwag jedynie jedna rzecz: video mam wrażenie, że zostało kompletnie niewykorzystane - przy tym oświetleniu, na tych ekranach i tak nic nie było widać...
MaGa: Gratuluję i zachęcam do zobaczenia tego spektaklu, choć to znów taki piękny meteor Społecznej Sceny Debiutów – zabłyśnie i zniknie. Szkoda. Ale jeśli będą go powtarzać – to koniecznie go obejrzyjcie, bo warto.
Polecamy.
„Nie piję, nie palę, chętnie zrobię z pani mamę”
Reżyseria: Anna Gryszkówna
Współpraca reżyserska: Aneta Todorczuk
Społeczna Scena Debiutów, Teatr WARSawy
OBSADA:
Katarzyna Faszczewska
Dominika Handzlik
Adrian Kieroński
Robert Mróz
Opracowanie muzyczne: Tomasz Krezymon
Scenografia i kostiumy: Aleksandra Grabowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz