czwartek, 5 grudnia 2019
Niewidzialni. Białe morze - Roy Jacobsen, czyli serce wciąż bije
Skoro było przez kilka dni o kobietach nieprzeciętnych, to dorzucam do kompletu jeszcze jedną. Tym razem jedynie bohaterkę literacką, ale czy to jej coś umniejsza? "Białe morze" jest kontynuacją "Niewidzialnych", ale o ile tam obserwowaliśmy losy całej rodziny, to tu w centrum pozostała tylko ona. Ingrid została sama na wyspie Barrøy. Tu się wychowała i dobrze jej z tym rytmem życia, z surowymi, ale znanymi warunkami, z tym że jest niezależna od nikogo. Samotność jej nie doskwiera, choć gdy nagle odkryje, że nie jest na wyspie sama, poza przerażeniem odczuje też odrobinę radości. Ma w sobie ogromną potrzebę opiekowania się innymi, nawet kosztem zapominania o sobie. I nie chce nic w zamian. Może poza tym, żeby od czasu do czasu móc się do kogoś przytulić. Gdy za oknem zimno to najlepszy sposób na to by odczuć w sercu spokój i szczęście.
Do tego co znamy w pierwszego tomu, czyli surowego życia, zmagań z naturą, pięknej ale i groźnej przyrody, którą mieszkańcy większych i mniejszych wysepek oswajają, dodajmy coś nowego: drugą wojnę światową, która wprowadza jeszcze więcej zamieszania, niepewności, braku ufności między ludźmi. Kruchość życia jednostki wydaje się jeszcze bardziej wyraźna w zderzeniu z rzeczywistością. A mimo to, Jacobsen wcale nie odbiera nadziei, pokazuje że 30 letnia kobieta może okazać się silniejsza niż wielu mężczyzn.
Romans i twarde warunki, doświadczenie straty paradoksalnie uczyni Ingrid jeszcze silniejszą.
O ile poprzednie dwie powieści Jacobsena bardzo lubię, tę czytało mi się ciut ciężko. Wpływ na to miał fakt iż dużo tu zmagań bohaterki z jakimiś wizjami (lęki, utrata pamięci, choroba), gdzie zaciera się granica między tym co faktycznie miało miejsce, a co jedynie jest domysłem, wyobrażeniem na temat przebiegu zdarzeń. To sprawia, że wrażenie surowości, chłodu w całej tej historii, było jeszcze większe. Tylko bohaterka jakby roztapia to zimno. Swoim sercem pokazuje, że nie ma co się załamywać nawet w obliczu największego zła. O ile czasem aż przeraża ton chłodny ton opowiadania o rzeczach, decyzjach, podejmowanych czynnościach, o tyle opisy przyrody palce lizać!
Seria skandynawska trzyma poziom.
Nikt nie żyje bez sensu, sens tkwi już w samym życiu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz