MaGa: Mój kolejny spektakl w ramach National Theatre Live obejrzany dzięki nazywowkinie.pl w kinie Praha, który obejrzałam dzięki Twojemu zaproszeniu. I moje zdziwienie, że w taki niespotykany sposób ujęto część życiorysu jednego z bardziej wybitnych władców Anglii, Jerzego III Hanowerskiego. Te stop-klatki początkowo mnie dekoncentrowały, ale jak skojarzyłam o co chodzi to myślę, że dzięki temu zabiegowi można było pokazać tę postać na wielu płaszczyznach.
R.: Początkowe tempo było bardzo zaskakujące. Takie migawki, sceny po kilka minut to raczej domena filmu, a nie teatru. Przyznaję, że czułem się w tym trochę zagubiony. Zamiast wprowadzić nas jakoś w rozbudowaną fabułę, jesteśmy wciągnięci w szybkie zmiany miejsc, bohaterów. To co wszystko łączy to temat: plotki i rozmowy na temat tego czy król jest zdrowy na umyśle i czy jest w stanie sprawować rządy. Dla jednych jego choroba to tragedia, a dla innych ogromna nadzieja na to, że wreszcie sami zajmą czołowe miejsca u sterów państwa. To co na pewno zachwycało to fakt, iż te wszystkie zmiany scenografii były prawie błyskawiczne, bardzo pomysłowo realizowane i pozwalały naprawdę podkreślić za każdym razem odmienny charakter kolejnych miejsc.
R: Z początku to pewnie były jakieś dziwactwa, zachowywanie się wbrew protokołowi, gdy jednak do tego doszły dolegliwości i król dostał się już w ręce medyków, licząc na ich pomoc, potem już wszystko mogło być interpretowane jako potwierdzenie jednej z ich teorii - nawet wściekłość wobec nich samych. Jakież to wygodne, by pod pretekstem pomagania móc sobie trochę poeksperymentować, wciąć za to spore honorarium i na dodatek zrzucić skargi na nieskuteczność leczenia na humory pacjenta, jakieś jego urojenia.
MaGa: Sporo wiadomo o poziomie medycyny
w XVII/XVIII wieku – nie była ona podobna do współczesnej. O nie! Ale mimo
tego, że wiemy, że jesteśmy na przedstawieniu, to jednak są momenty gdzie
autentycznie chce się płakać widząc co ówcześni lekarze robili temu
nieszczęsnemu królowi w imię leczenia … Przynajmniej tak się mówiło głośno,
choć wiadomo, że za każdym stała jakaś grupa interesów.
R: Wiadomo, że zawsze na dworze są różne koterie, frakcje i walczą one o wpływy, a jeżeli jest szansa na na to, iż starzejący się król zostanie odsunięty od władzy, natychmiast rosną wpływy jego potencjalnych następców, w tym przypadku syna, pełnego ambicji, choć pozbawionego kompletnie umiejętności rządzenia. Twórcy spektaklu wprost sugerują iż niektóre decyzje, np. wysłanie króla na leczenie zimą do pałacu letniego, czy zakaz zbliżania się do niego królowej, były nie tylko złośliwe, ale z góry przemyślane tak, by z premedytacją pogorszyć jego samopoczucie i sprawić, by żadne skargi nie wychodziły na światło dzienne.
MaGa: W tym spektaklu zwróciłam uwagę również na to, że tu nie było właściwie wiodącej postaci. Tu wszyscy aktorzy byli jednakowo ważni. Tak jakby każdy z otoczenia króla był jednocześnie lustrem, w którym przegląda się Jerzy III. Trudno to wytłumaczyć, ale każda postęp choroby lub jej odwrót w całym otoczeniu wywoływało natychmiastową reakcję …
R: Zobacz jak różne to były postawy, od takich, które były na pograniczu znęcania się, wykorzystywania słabości króla i własnej przewagi, aż po litość i próby przyniesienia mu choć odrobiny wytchnienia. A najciekawsze było podsumowanie pod koniec sztuki, kto ostatecznie na tym wygrał, a kto przegrał. Jak się okazuje lepiej było okazywać obojętność na ból, niż okazywać współczucie. Majestat przecież nie może tolerować litości wobec własnej słabości, nie chce o tym pamiętać. Ten komediodramat pokazuje, że wbrew pozorom królowi wcale nie wolno wszystkiego, że jest uzależniony od innych... Ba, że przy najmniejszej okazanej słabości, można nawet go ubezwłasnowolnić.
Maga: Ten spektakl jest skrajnie różny od tego co oglądam na rodzimych scenach. Ten niesamowity ruch dekoracji, te przemieszczające się scenografie, które w zawrotnym tempie tworzyły to salon, to parlament, to sypialnię, to lecznicę – są dla mnie czymś naprawdę zadziwiającym. Tego u nas nie widziałam, a wrażenie zrobiło na mnie piorunujące.
R: Po pewnym czasie, gdy już się do tego przyzwyczailiśmy, to tempo zaczynało się podobać, bo nie pozwalało na nudę, zmuszało do skupiania uwagi. Dla mnie też to jak najbardziej na plus. Zamiast długich deklamowanych kwestii, szybkie dialogi, krótkie sceny i lecimy do kolejnej odsłony pokazującej jak sam król zmaga się z "szaleństwem" i jakie reakcje jego choroba wywołuje w otoczeniu.
MaGa: Kolejne zdziwienie – w rolach
męskich -kobiety. Na rodzimych scenach zdarza się to rzadko. Chyba, że w komediach
jako „przebieranki”…
R: W ramach pokazów NT live widziałem już sporo takich rozwiązań i przestają mnie one dziwić. Kiedyś mi przeszkadzały, bo ten schemat: realia historyczne wykluczają by dana postać była innej rasy, czy płci, jaki mamy w głowie, nie musi przecież być jedynym sposobem na opowiadanie jakiejś historii. W społeczeństwie wielokulturowym to nie tyle narzucanie poprawności, ale jakaś normalność. Zresztą te schematy łamane są nie tylko w kwestiach płci, koloru skóry lecz np. również niepełnosprawności - kto powiedział, że np. aktorka z amputowaną ręką nie może grać ważnych ról?
MaGa: No, właśnie, dla mnie spektakl
pełen niespodzianek i zadziwień. Osobiście bardzo mi się podobał. Król Jerzy
III wzbudzał i szacunek i żal, Charlotta była wzruszającą, kochającą żoną,
synowie – nastawieni na łatwą władzę i czerpanie zysków, wierni słudzy,
przebiegłe koterie, zdrajcy, wazeliniarze czyli przekrój tych co blisko władzy,
gotowi dla niej na więcej niż można sobie wyobrazić.
R: Teraz ma się ochotę na to, by jeszcze powtórzyć sobie seans z filmem, który również powstał na podstawie sztuki Alana Bennetta. Nigel Hawthorne stworzył tam równie ciekawą kreację jak tu na scenie świetny Mark Gatiss. Jak pokazać tą zmianę, pogarszający się stan, będący po części również efektem nieudolnego i upokarzającego "leczenia", wzbudzić w widzu niepewność czy ma do czynienia z chorobą umysłową czy cierpieniem wywołanym dolegliwościami fizycznymi. To ogromna sztuka i w spektaklu, który oglądaliśmy w ramach cyklu NTLive mam wrażenie, że się udała.
I jeszcze jedna myśl przychodzi mi do głowy. Choć twórcy nie mówią tego wprost, to pojawia się refleksja, że to załamanie nerwowe króla, po tym jak Stany Zjednoczone ogłosiły niepodległość, trochę przypomina trudność przed jaką stoi Wielkie Brytania po dość dramatycznej decyzji i wyjściu z Unii. Nie sugeruję oczywiści choroby psychicznej nikogo rządzącego na Wyspach, ale ciekawe czy nie pojawi się tam za jakiś czas ktoś u steru, kogo byśmy określili mianem nieprzewidywalnego, dziwaka, szaleńca... Skoro Amerykanie kogoś takiego wybrali, to pewnie i gdzie indziej to możliwe.
Polecamy zarówno sam spektakl "Szaleństwa Króla Jerzego", jak i cały cykl. Więcej informacji o kinach, gdzie możecie to wszystko zobaczyć i terminach, znajdziecie na stronie nazywowkinach.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz