środa, 7 listopada 2018

Duchy Jeremiego - Robert Rient, czyli nieszczęścia lubią chodzić parami…


Są książki, które zaczynasz czytać i wiesz, że ten autor, ten sposób narracji jest ci bliski, że czujesz ją swoim ciałem, że już od tej książki nie odejdziesz. „Duchy Jeremiego” Roberta Rienta są tego przykładem. 
Dwunastoletni Jeremi opowiada nam swoją historię. Dzieli się przemyśleniami z końca dzieciństwa, pokazuje nam świat dzisiejszych nastolatków, przybliża sposób ich myślenia o dorosłości, chorobach, własnej tożsamości, umieraniu. A my bezwiednie konfrontujemy to z własnymi przeżyciami i w pewnym momencie zaczynamy lubić swoje życie, bo nie chcielibyśmy być na miejscu Jeremiego.
 
Poturbowana przez koło historii i nielekką egzystencję rodzina, która swoje rany skrywa głęboko „zakopane we wnętrzu”, która mimo upływu lat ma zakorzeniony w sobie strach żeby pewne sprawy nie wypłynęły w przestrzeni publicznej, która bolesne wspomnienia przemilcza, usiłuje przykryć „czapką niewidką”, która usiłuje oszczędzić dziecko skrywając przed nim jego tożsamość. Łączą ich uczucia gęste od żali i jednocześnie od bezgranicznego zrozumienia, że pewnych spraw, zdarzeń, historii inaczej nie można było przeżyć, zrozumieć i wyjaśnić. Są bowiem wspomnienia, których dotknięcie wywołuje u kogoś nieopisany ból i wtedy nie dziwi, że o pewnych sprawach się nie mówi, nie przywołuje . Ale nieraz trzeba powiedzieć coś szybko, bo nie ma czasu na roztkliwianie, bo czas nagli, a mimo wszystko Jeremi musi wiedzieć.
Robert Rient oddał narrację dwunastoletniemu chłopcu, więc jego sposób myślenia jest bliższy dziecku niż dorosłemu, co powoduje u nas, dorosłych, zadziwienie, rozbawienie, wzruszenie, irytację, smutek. Jednocześnie widzimy jak dziwne są ścieżki dochodzenia do sedna sprawy u nastolatka, jak trudno młodemu człowiekowi pogodzić się z chorobą czy śmiercią najbliższych, jak wygląda świat w kategorii czarno-białej (bo z racji wieku tak postrzega go Jeremi), jak mocno można grać twardziela, by następnie uśmierzać ból istnienia kolejnym sznytem na przegubie ręki.
To książka o chłopcu, który musiał dorosnąć w szybkim tempie. Jego marzenia, uśmiech zamarły jednego dnia. Tu nie ma łatwych rozwiązań,  tu nie można prześliznąć się obok zdarzeń choćby się chciało, tu trzeba wziąć odpowiedzialność za siebie i drugą osobę, poznać ból fizyczny i psychiczny, zadziwić się, że ból może być też szlachetny. Zrozumieć, że niekiedy przyjaźń nie wytrzymuje próby czasu, a miłość nieraz jest dziwna, że ta starsza pani może być przyjacielem, a dziadek mający „alshajmera” mimo szorstkości  potrafi kochać i zrozumieć, a ciotka może być bardziej nieporadna od niego.
To nie jest lekka książka, choć akcja toczy się wartko, a sposób myślenia nastolatków wywołuje uśmiech na twarzy. „Duchy Jeremiego” to tragiczna historia pewnego chłopca i jego rodziny napisana prostym pięknym językiem, opowiedziana prostymi wyrazami. Miała swoje duchy babcia , miał własne Jeremi. To jest książka o życiu. To jest książka o dorastaniu. O szczęściu i chwilach rozpaczy. O dzieciństwie, które się kończy i o bólu, który może być nie do zniesienia. O niecierpliwości i o braku zrozumienia, o milczeniu, które bywa potrzebne. I o tęsknocie, która może zabijać…
Piękna, mądra książka.
Polecam.
MaGa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz