niedziela, 25 listopada 2018

Iskra - Stanisław Krzemiński, czyli sól do herbaty

O serialu zamierzam napisać wkrótce, ale poza tym że oglądam sobie kolejne odcinki na TVP, kibicując tej produkcji, jednocześnie niestety też nie kryjąc pewnego rozczarowania, sięgnąłem też po powieści Stanisława Krzemińskiego pod tym samym tytułem, czyli "Drogi do wolności". I choć to najpierw scenariusz powstał, potem prace produkcyjne się na tyle przeciągały, że autor postanowił nie czekać na to by materiał się zmarnował. W końcu 100 lecie niepodległości to dobra okazja do tego by opowiedzieć o tych pierwszych latach, o ich atmosferze.
Wszyscy dobrze wiemy, że historię świetnie opowiada się poprzez sagi, losy pojedynczych ludzi, gdzie wielka i mała historia przeplatają się i czynią to wszystko jeszcze ciekawszym.


Na razie jestem po pierwszym tomie, przede mną dwa kolejne i wyglądam czy będzie jeszcze jakaś kontynuacja. Nieuchronne są porównania, na szczęście jednak scenariusz filmu okazuje się dużo uboższy od powieści, więc nie tylko nic się nie traci, ale i może dobrze jest sięgnąć po książki, nawet gdy widziało się serial. Losy rodziny Biernackich z Krakowa, niby głównie 3 sióstr, ale w tej pierwszej powieści nie mniej ważne są również ich poprzednie pokolenia, czyli babka trzymająca dom silną ręką, jej syn, a ojciec dziewczyn, trochę wycofany w swój świat fotograf, mający słabe relacje z żoną, a najsilniej chyba związany z siostrą, prowadzącą aptekę. Choć wokół nich pojawia się sporo postaci męskich (wiadomo, wielbiciele albo też właśnie ich obiektyw westchnień), to Krzemiński koncentruje się na kobietach. I również pisząc o wielkiej historii, w dużej mierze wyłapuje z niej kobiecy punkt widzenia np. oczekiwanie na tych, którzy wyruszali na wojnę, ale nie obojętne czekanie, tylko mocne zaangażowanie w działania pomocowe (szpitale, czy nawet pomoc w pisaniu listów). To nawet nie tyle poparcie dla jakichś feministycznych haseł, ale pokazanie w ciekawy sposób, jak wraz z odradzaniem się nadziei na niepodległość Polski, te które przekazywały swoim dzieciom wychowanie patriotyczne, mogły dać impuls do tego, by kolejnym pokoleniom kobiet żyło się lepiej, by mogły decydować o swoim życiu, a kto wie, może i losach kraju.
Pierwszy tom prowadzi nas od lata 1914, gdy trzy siostry były jeszcze podlotkami, poprzez wybuch pierwszej wojny światowej, aż po pierwsze lata jej trwania gdy Polacy wykrwawiają się po różnych stronach barykady. Większość wydarzeń obserwujemy z perspektywy przeciętnego mieszkańca, raczej z prasy i plotek niż uczestnicząc np. w jakichś ważnych wydarzeniach. To może sprawiać niedosyt dla tych, którzy woleliby więcej szczegółów. Sagi rządzą się swoimi prawami i to raczej osobiste tragedie i rozterki są na pierwszym planie. Praca, nauka, dom, życie uczuciowe...
Nie zabraknie wydarzeń dramatycznych i bolesnych, rodzinnych sekretów. Bohaterki dojrzewają, próbując układać jakoś swoje życie, choć są na początku tej drogi. Jedna ma talenty artystyczne, jedna literacki, jedna matematyczne, a w efekcie... ratując upadający biznes ojca i jego drukarnię, postanowią założyć pismo. I to rozumiem, że będzie już treścią tomu drugiego. Sięgnę niedługo.

Dobrze się to czyta, choć wolałbym pewnie mniej scenek rodzinnych i życia prywatnego, a więcej klimatu miasta. Te postacie, ich losy nie wciągają też tak bardzo, by je pokochać, by nie chcieć odkładać lektury na później. Fakt że to dopiero pierwszy tom, wprowadzenie w ich życie, może więc nie powinienem być zbyt surowy? 

Skąd tytuł notki? Kto oglądał ten pewnie pamięta. W książce jest trochę informacji na temat tego jak to najstarsze pokolenie przekazywało całą swoją postawą miłość do ojczyzny, choć nie istniała ona od ponad stu lat: wiele Polek szło do ślubów w czarnych sukniach, a np. nestorka rodu Biernackich przysięgła, że herbatę posłodzi dopiero po odzyskaniu niepodległości przez Polskę. Umartwianie to miało wymiar postu, ale i było wyraźnym sygnałem dla młodszych, by również nie zapominali o sprawie. Kobiety może nie walczyły wprost (a przynajmniej rzadko), ale ci którzy szli do walki bez nich byli słabi niczym dzieci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz