Marek Koterski od lat powraca do tej samej historii, czyli losów Adasia Miauczyńskiego, przeciętniaka pełnego frustracji, żali i różnych dziwactw. Taki everyman, z którego się śmiejemy, a jednocześnie jest nam go cholernie żal, bo w jego pechu, w relacjach z kobietami, z rodzicami, dziećmi, szefami z pracy, widzimy cholernie dużo obrazków, które są bardzo nam bliskie. Czasem znamy je aż za dobrze z własnego życia, czasem widzimy je u znajomych, czy bliskich, choć wtedy już wcale takie śmieszne się nie wydają. Gdyby to były Stany, Koterski miałby status Woody Allena, może nawet lepszy, bo przecież tamten żartuje głównie ze swojego wzrostu, pochodzenia i statusu, a on potrafi a autoironią spojrzeć na wszystko: od seksu, aż po uzależnienie. A teraz również dotyka naszego dzieciństwa ze wszystkimi jego śmiesznostkami, które przecież dla dzieci są bardzo poważne.
Adaś Miauczyński (wreszcie Michał Koterski nie tylko robiący z siebie idiotę) u terapeuty opowiada o swoim dzieciństwie, a Krystyna Czubówna na swój wyjątkowy sposób komentuje oglądane przez nas scenki, jakby to był film przyrodniczy, w którym możemy poznać zwyczaje jakiegoś dziwnego gatunku. Oto walki o pierwszeństwo, popisy przed wybranką, zdobywanie doświadczeń, przepychanki i zabawy w grupie, radości i smutek, przyjaźń, zazdrość i zranienie, skarcenia od starszych osobników, wstyd, rozżalenie, chęć zapadnięcia się pod ziemię, wściekłość, pragnienie tulenia się do matki i konflikty z ojcem... Niby wszystko tak dobrze znane i czasem uśmiechamy się pod nosem na widok tych mundurków, przerw w szkole, imprez rodzinnych, czy nawet nauczycieli, nie zawsze potrafiących przekazać to na czym im zależy.
Koterskiemu nie chodzi jednak o to by nas rozbawić, wzbudzić nostalgię, czy zgorszyć dosadnością niektórych żartów. Uświadamiamy sobie to pod koniec i te ostatnie minuty sprawiają, że wychodzimy z kina z gulą w gardle. Tak mało myślimy o tym czy nasze dzieci czują się szczęśliwe, czy potrafią radzić sobie z emocjami, rozpoznawać je w sobie, znaleźć sposób na to, by te złe nie przekreśliły wszystkiego co dobre. Dziecko żyje chwilą, przeżywa wszystko bardzo intensywnie i po raz pierwszy, dlatego wiele rzeczy, które my bagatelizujemy, dla niego naprawdę są ważne. Ba, mogą być najważniejsze w życiu. Takie być albo nie być, koniec świata, brak sensu do tego, by starać się dalej. I dlatego to nie ze śmiechem wychodzimy z kina, ale raczej z jakąś gorzką refleksją. Może wspominamy sobie różne sceny z własnego życia, reakcje swoich rodziców, może próbujemy przypomnieć sobie jak my sami reagowaliśmy jako dorośli w takich sytuacjach. Zostaje jakaś gorzka, wcale niewesoła refleksja.
Nie traktujcie więc tego filmu jako głupawej komedii, w której świetni aktorzy przebierają się i udają małe dzieciaki. Filmy Koterskiego zawsze są trochę neurotyczne, groteskowe i przerysowujące rzeczywistość, mają jednak to drugie dno, tu jednak szczególnie mocno je widać. Dorośli, którzy jedynie grają dorosłych, niedojrzali, depresyjni, uciekający w używki, zdradę, pracoholizm, ale jednocześnie uparcie zaprzeczający wszystkiemu co jakoś przypomina im o dzieciństwie i dzieci, które nie bardzo mają od kogo się uczyć tej dorosłości... Co z tego, że to film osadzony jakby w latach 50, czy 60, skoro tak naprawdę jego wymowa jest uniwersalna. I choć może coś wydawać Wam się tu niepotrzebne, nawet nużące, przesadzone, spróbujcie wejść w tę konwencję, nie skupiać się na pojedynczych scenach, ale zobaczyć o czym opowiada całość.
W obsadzie cała masa znanych i lubianych: Woronowicz, Więckiewicz, Ostaszewska, Dorociński, Figura, Chyra, Kulig i wielu innych. Warto wybrać się dla nich, ale przede wszystkim by skonfrontować się z dzieckiem które jest w nas, poszukać go, by lepiej zrozumieć pewne sprawy. Kompleksy, traumy, lęki, porażki, z którymi nikt nas nie uczył sobie radzić. A czy my potrafimy tego nauczyć młodych?
Ehh coraz mocniej żałuję, że mnie ta premiera ominęła, pozostaje czekać na płytowe wydanie.
OdpowiedzUsuń