Pomiędzy 1 maja, a świętem konstytucji, w dzień flagi narodowej, coś trochę zaskakującego. Nie to, żeby Spięty mnie zaskoczył, ale być może ktoś spodziewał się, że na blogu będzie wzniośle, świątecznie i patriotycznie. A tu proszę. Gorzko, prześmiewczo i ostro. O nas. O Polakach. O różnych naszych grzeszkach.
Lider Lao Che od dawna mieszał gatunki, ale z zespołem zawsze był trochę bliżej rocka, a tu proszę - dużo elektroniki i rap, prawie wcale nie ma gitary. Oczywiście pewne podobieństwa można dostrzec nie tylko w tylu śpiewania, robienia skocznych melodii podkreślanych dęciakami, do poważnych tekstów. Spięty zawsze miał tendencję do tworzenia albumów konceptualnych, bardzo spójnych jeżeli chodzi o pomysł i przekaz. I tak jest i tu. Razem z klawiszowcem z Lao Che wykorzystali pandemię, by zafundować coś przemyślanego, choć chyba nie aż tak przebojowego jak to co robili z zespołem. Jest ostro, gęsto od zaskakujących zbitek tekstowych (ale za to właśnie Spiętego kochamy), kosmicznie w warstwie muzycznej (może nie aż tak jak u Kamińskiego, ale posłuchajcie choćby NIE MARUDŹ #MeToo).
Jest o ekologii, nacjonalizmie i różnych innych -izmach, generalnie mało optymistycznie i wesoło, ale cholernie celnie. Niby rymy, ale ileż w tych tekstach cudownych skojarzeń, połączeń, ile genialnych zbitek, które natychmiast wpadają w ucho. Chwilami dość brutalnie, brudno, ale trudno odmówić ironii i mistrzostwa w operowaniu słowem.
Przyznaję, że ja bardziej lubię Lao Che w wersji rockowej, trochę mniej pasują mi elektroniczne zabawy, ale przecież każdy robi to co czuje, widać Spięty ma teraz potrzebę iść w takim kierunku. Polecam wsłuchanie się szczególnie w warstwę tekstową!
Ulubione? No chyba że ze względu na gitarki "Karate Kit", ale również "Nie marudź", "Lejce które leczą".
Czytaj więcej na https://muzyka.interia.pl/recenzje/news-spiety-black-mental-na-zoltych-papierach-recenzja,nId,5198333#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz