poniedziałek, 12 kwietnia 2021

Trzypak komediowy, czyli Wszystko o Stevenie, Swingers, Borat

A jakoś tak uzbierało się trochę starszych produkcji, które leciały w TV, więc notka zbiorcza. A jutro pewnie wreszcie filmowo-książkowo o Krainie Lovecrafta.

Na początek Sandra Bullock i film, za który otrzymało złotą malinę, czyli nagrodę za najgorszą rolę kobiecą roku. Czy słusznie? Ano jak się gra przerysowane role, to się właśnie tym ryzykuje. Trudno zaprzeczyć, że bohaterka "Wszystko o Stevenie" jest bardzo zakręcona. Inteligentna,ekscentryczna, o wielkim sercu i równie wielkim darze do nieustannego gadania. Dla facetów chyba jeden z większych koszmarów, nic więc dziwnego że Steve'a (Bradley Cooper) wydaje się wariatką i próbuje się trzymać od niej z daleka. Ona już jednak zagięła na niego parol i nie popuści, choćby miała jechać przez cały kraj.


Szalone to trochę, ale czy zabawne tak naprawdę? To raczej komedia romantyczna tyle, że z neurotyczną, wiecznie uśmiechniętą i wprowadzającą ludzi w dysonans poznawczy bohaterką. Jest chwilami irytująca i może stąd ta nominacja do złotej maliny?
Średniak, ale sympatyczny, szczególnie jeżeli ktoś lubi komediowe role Bullock.


Borat. Właśnie można upolować część drogą, może więc po raz kolejny seansik z najbardziej odjechanym, niepoprawnym politycznie komikiem? Borata albo się kocha albo nienawidzi. A nawet ci którzy nie trawią poziomu jego dowcipów, przyznają, że z niektórymi obserwacjami jest bardzo w punkt. On zbiera różne uprzedzenia, dziwne poglądy, teorie, a potem konfrontuje ich wyznawców przed kamerą... Nie, nie, nie z krytyką, ale z jeszcze bardziej przerysowanymi ich teoriami, głosząc je z wielką swobodą i przekonaniem. Ameryka dla białych? A czemu nie? Obłuda, durne przepisy i kompletna bezradność wobec kogoś kto ci się nie podoba - przecież nie wypada go pouczać, wykazać mu poziomu zidiocenia. A więc jak grzecznie komuś wytłumaczyć, że u nas tego nie wypada i dlaczego tego nie robimy. Trochę mało szczęśliwie ten Kazachstan, bo przecież równie dobrze to mógłby być wymyślony kraj, no ale cóż - satyra czasem uderza dość losowo.
Sacha Baron Cohen gra dziennikarza właśnie z tego kraju, który z przyjacielem wyrusza do Stanów, by nagrać film o tym jak to się żyje za Oceanem - porównanie ma służyć temu, by również u nich wprowadzać zmiany na lepsze. Niby to nie ukryta kamera, ale przecież większość z występujących nie znała kontekstu w jakim wystąpią, że to jaja, a nie żaden reportaż. Ta ich nieświadomość, zdumienie na widok tego co słyszą i widzą, konsternacja jest tu podstawą zabawy.
Wulgarne, przegięte, ale nawet za którymś razem śmieszy...
 

No i produkcja polska. Zgadliście - chyba najbardziej żenująca z całego zestawu. I bynajmniej nie chodzi o kontrowersyjność pomysłu na scenariusz: pokazanie igraszek grupowych i wymian partnerami jako sposobu na nudę w związku. Raczej chodzi o sposób w jaki to zostało zrobione, a leżą i dialogi, i scenariusz, i aktorstwo. Co do tego ostatniego to aż żal, że ktoś musi męczyć się, próbując ożywić trochę swoją postać, a jedynym sposobem na to jaki znajduje, to jeszcze bardziej ją przerysować. 
Ani w tym pikanterii (no chyba, że w przechwałkach), ani komedii.
No chyba że taka romantyczna, w polskim wykonaniu, z rolami pisanymi tak topornie jakby były ciachane mieczem lub siekierą.
Całość nudna, mało zabawna i raczej irytująca.
 

Omijać.

1 komentarz:

  1. Co do Swingersów zgodzę się w stu proc. Omijam takie produkcje szerokim łukiem.

    OdpowiedzUsuń