Leci do Was kolejny pakiet filmowy. I choć to tytuły mało znane, każdy z nich wart jest uwagi. Może nie są wyjątkowe, ale opowiadają ciekawe historie, poruszają...
Na początek coś zza Oceanu. American Woman. Historia kobiety, która potrafiła się podnosić po kolejnych ciosach. Gdy ją poznajemy to raczej trudno ją polubić. Imprezuje może nawet bardziej niż jej nastoletnia córka, związana jest z żonatym facetem, w nosie ma wezwania do bycia odpowiedzialną. Babcia? Jaka babcia. Dziecko to raczej kłopot niż radość... W sumie u nich w rodzinie ten schemat powtarzał się nie raz.
I nagle ginie jej córka. Nie wraca na noc. Poszukiwania nic nie dają.
I oto Debbie Callahan (ciekawa rola Sienny Miller) pod wpływem tej tragedii próbuje ogarnąć swoje życie. Dla wnuka. Dla córki, bo może kiedyś się odnajdzie. Dla siebie. Wciąż popełnia błędy, wiąże się z facetami, którzy nie zawsze okazują się aniołami, ale jest na tyle silna, by wreszcie sama urządzać swoje życie.
Ile razy można się podnosić? Jak jest dla kogo to choćby i tysiąc...
Mimo pewnych wydarzeń, które mogą to sugerować, nie ma tu jakiegoś napięcia, lata lecą, a bohaterowie próbują odnaleźć odrobinę szczęścia w swoim życiu. Patologia? Debbie udowadnia, że nie musi tak być.
"Zwyczajna kobieta" to film inspirowany prawdziwą historią. W sumie nie mam pretensji do twórców, że cała historia opowiadana przez główną bohaterkę zaczyna się od końca - nawet próbując odtwarzać wszystko od początku i znając zakończenie, można by w ten film wprowadzić jakaś energię. Niestety tego zabrakło. Bohaterka opowiada o tym jak została zabita przez własnego brata. Zastrzelona na chodniku. Za co?
I tu może nastąpić wyliczanka. Za brak noszenia chusty, za wyzywający strój, za brak posłuszeństwa wobec ojca i braci, za zgorszenie jakie ich zdaniem daje, za podjęcie pracy...
Dla Kurdów wszystko jest proste i ma być tak jak przez dziesiątki lat wcześniej - tradycja, rodzina i religia idą razem i nie można tego rozwiązać. Co z tego, że to Berlin, świeckie Niemcy. Ich to nie interesuje. Nawet tam trzeba żyć tak jak przodkowie. Mężczyźnie wolno więcej, wolno wszystko. Kobieta ma się podporządkować. Bije? Ale to twój mąż.
I to chyba w tym filmie jest najciekawsze - nie to co widzimy na ekranie, ale ta wyliczanka kolejnych złamanych praw. Hatun 'Aynur' Sürücü zamordowana "honorowo" staje się głosem w obronie innych kobiet. Szkoda tylko, że film jest co najwyżej przeciętny, bo przez to ten głos nie jest wystarczająco mocny.
I na koniec film ze Słowacji. Thriller i dramat zarazem. Beznadziejna walka o sprawiedliwość, w imieniu syna, którego zamordowali nacjonaliści. Kamery wszystko nagrały, policja złapała sprawców, ale sąd...
No cóż. Pewnie w niejednym kraju można by opowiedzieć historię podobną i równie wstrząsającą. Zachód opowiedział by ją jednak tak, by jak najbardziej wzruszyć widza, by całymi emocjami był przy bohaterze, przystojnym, cierpiącym, bez wad. Tu jest realizm. Bezradność. Nieporozumienia nawet między małżonkami, czyli rodzicami ofiary... Rozpacz. Wyrzuty sumienia, bo chłopak tuż przed śmiercią z ojcem się pokłócił.
Dzięki temu chyba ten film wydawał mi się bardziej prawdziwy, choć i mniej "atrakcyjny". Jego surowość, beznadziejność tej walki z ludźmi, których stać na najlepszych prawników, łapówki i naigrywanie się z niedoinwestowanego systemu, jest tym bardziej porażająca.
Tu też inspiracją były prawdziwe wydarzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz