Próba opowiadania w kostiumach epoki historii na wskroś współczesnym językiem, w dodatku z wtrętami rodem z jakiegoś eksperymentalnego filmu (czyli np. muzyka, taniec), może być dowodem albo szaleńszej odwagi, geniuszu artystycznego, albo też jakiejś degrengolady umysłowej i przekonania o swojej wyjątkowości. W przypadku tego filmu mamy do czynienia z drugim przypadkiem.
Ani to wszystko przekonujące, ani nie ma w tym jakiejś głębi. Pozostaje sugestia, że oto już wtedy niektóre kobiety potrafiły odważnie, a nawet bezczelnie pokazywać społeczeństwu, że w nosie mają ich normy i zasady, obnosząc się z kolejnymi homoseksualnymi związkami. Podobno Vity-Sackville West posłużyła Virginii do tego by stworzyć postać Orlando, w jakiś sposób fascynowała swoim wyzwoleniem pisarkę, gdy jednak próbuje się przełożyć np. ich listy na język ekranu, to wychodzi to strasznie nienaturalnie i naprawdę trudno uwierzyć w taką namiętność jaką nam się sugeruje. Miłość fizyczna, czy raczej duchowa więź i intelektualny dialog? Gdyby film nie próbował sugerować tylko tego pierwszego, tak mocno na tym się nie skupiał, może wyszłoby ciekawiej.

Dla przeciwwagi obraz kobiet dużo bardziej tradycyjny, choć to nie znaczy, że są one potulne i nie potrafią zawalczyć o szczęście. To raczej cele jakie sobie wyznaczają - czyli górną poprzeczką są studia, dobra praca, ale obowiązkiem jest mąż i rodzina, odróżniają bohaterki poprzedniego filmy o tych z "Ekspedientek". Niby dzieli jej kilka dekad i powinno być im łatwiej w świecie gdyby chciały być niezależne, wolne od związków i obłudy, ale one wcale tego nie chcą.
Przełom lat 50 i 60, Australia i Sydney jako dobre miejsce dla kobiet, które marzą o czymś więcej niż tylko kuchnia. A może możliwość pracy wcale wszystkich nie cieszy? Może to obowiązek, od którego by chciały uciec?
Prawdę mówiąc piętrzę pytania trochę na siłę, bo historia jest mało skomplikowana, raczej ciepła, prosta i sympatyczna. Oto młoda dziewczyna, trochę zakompleksiona, pod wpływem bardziej dojrzałych koleżanek w pracy, rozkwita i dojrzewa. I zaczyna otwarcie walczyć o swoje marzenia.
Ot średniak do obejrzenia i zapomnienia.
"Maria Królowa Szkotów" raczej nie porwie tych, którzy w kinie historycznym szukają realizmu, faktów, oddania ducha epoki. Od początku wali po oczach zupełnie idiotyczne epatowanie postaciami i wątkami rodem ze współczesności (czarnoskórzy jako wysoko postawieni oficjele, homoseksualizm, wyzwolone kobiety), jakby dla producenta lub reżysera polityczna poprawność była istotniejsza od fabuły.

Trzeba cierpliwości by o tym zapomnieć. I choć chwilami obrazki są ładne, charyzmy trudno odmówić zarówno Marii (Saoirse Ronan) jak i Elżbiecie (Margot Robbie), to próba opowiadania o ich relacji niewiele ma raczej wspólnego z realnością.


Chyba najciekawszy film z tych czterech, komediodramat "Miłość mojego brata" to perełka dla smakoszy lubiących wytrawne dania, intelektualną rozrywkę.
Znerwicowana, balansująca między depresją i ekscytacją bohaterka wkurza okropnie, ale też rozumiemy wiele z jej zachować, są bardzo ludzkie. Jej dość skomplikowana relacja z bratem to dla niej źródło oparcia, jakaś stała rzecz, której się może trzymać w dość chaotycznym życiu.
Praca, związki, pieniądze - gdy się to dzieliło na dwoje, było łatwiej, a i imprezowanie było fajniejsze. Gdy brat zawiera nową znajomość, dla niej to tak jakby ktoś zabierał jej cząstkę niej samej. Zwariowane i trochę neurotyczne to wszystko - relacje z rodzicami, zakręcone dialogi... Zabawne, chwilami doprawione goryczą, ale na pewno niegłupie.
Jeszcze nie oglądałam żadnego z tych filmu, czas to nadrobić !
OdpowiedzUsuń