czwartek, 23 kwietnia 2020

Międzynarodowo i różnorodnie, czyli Bille, Bułgarska róża i Miłosierny

Trzy produkcje, niby nie powalające na kolana, ale każda z nich pokazuje kawałek rzeczywistości/historii danego kraju. Łotwa. Bułgaria. Francja. Obiecuję na dniach kolejne takie pakiety.

Bille. Ciekawe podejście - opowiedzieć o swojej słynnej pisarce Vizmie Belševicy, postaci bardzo ważnej dla kultury łotewskiej, pokazując ją jako małą dziewczynkę. Tak jakby jej wrażliwość, talent, spojrzenie na świat ukształtowało się właśnie wtedy, gdy dość naiwnie próbowała dostosować się do niełatwego świata dorosłych. Wyrosła w latach 30 XX wieku, w biedzie, w domu gdzie znerwicowana i surowa matka oraz popijający ojciec, nie zawsze otaczali ją wystarczającą uwagą. Dziewczynka uciekała w świat wyobraźni, poszukiwała cudownej krainy, w której podobno nie brakuje niczego. Jak każde dziecko psoci, popełnia błędy, buntuje się...
Ładne zdjęcia. Ale czy coś więcej dobrego mogę powiedzieć o tej produkcji? Chyba niestety nie.


Z drugim filmem mam jeszcze większy kłopot. Ciekawa postać, ciekawe tło społeczne, ale wszystko co twórcy zaproponowali to podglądanie prowadzonych na posterunku spraw, z których jedna pod koniec okazuje się dla twórców najbardziej istotna (choć nie wiadomo dlaczego akurat ta).
Nudne to. Bez próby połączenia wątków, wprowadzenia jakiejś dramaturgii, zostaje jedynie ogólne wrażenie tego, że wszystko kręci się wokół komisarza, którego wszyscy uważają za swojego mentora, wzór, człowieka genialnego. I dlatego tak przykładają się do pracy, która przez ludzi nie jest szanowana. Bo on ich nauczył, że to misja.
Niewielkie miasteczko przy granicy z Belgią, coraz bardziej tracące na znaczeniu i ogarnięte jakimś dziwnym zniechęceniem - bieda, przestępczość, narkotyki. Kiedyś mniejszość arabska starała się integrować, a obecnie ma wszystko gdzieś, są roszczeniowi, w nosie mają prawo. Komisarz sam pochodzi z tego środowiska, zna miasto jak własną kieszeń i może dlatego też ma u ludzi trochę szacunku. Wierzą w to, że jest sprawiedliwy, że nie kieruje się uprzedzeniami. I lepiej przed nim nic nie ukrywać, nie kłamać, bo ma nosa, który bezbłędnie wyczuwa winę.
Ciekawe, ale nudne. Sprawy dramatyczne wspomniane są półgębkiem, a mniej istotne rozdrapywane w nieskończoność. Od strony psychologicznej kilka fajnych scen przesłuchać, ale to tyle. A szkoda.


Trzecia produkcja jest chyba najbardziej przystępną propozycją - taki wyciskacz łez o zwalczaniu przeciwności losu i walce o marzenia. A przy okazji wgląd w kilka dekad najnowszej historii Bułgarii. Od komunistycznych porządków aż po bolesne zmiany i budowę nowego systemu. I choć niektóre rzeczy wydają się znajome (łapówki, aparatczycy partyjni, którzy zbudowali majątki na prywatyzacji i nigdy ich nie rozliczono z przeszłości, malejąca wartość pieniądza), to niektóre rzeczy mogą być ciekawe i nowe np. czystki etniczne i wypędzanie obywateli tureckiego pochodzenia.
Film jest przepełniony kolorami, bo w centrum fabuły jest produkcja największego skarbu narodowego Bułgarii, czyli olejku różanego. Bohater - Techo, od małego marzył, żeby tym się właśnie zajmować, miał do tego "nosa", a jego celem była nie tylko sama produkcja, ale zbudowanie świątyni upamiętniającej legendarną królową trackich wojowników, którzy jak wierzono zapoczątkowali uprawę róż na tych terenach. Marzyciel o dobrym sercu jest uparty, ale w czasach transformacji wcale niełatwo mu przebić się z jego planami - pracowitość nie wystarczy, skoro dookoła tylu oszustów i złodziei, którzy chcą wykorzystać sukces kogoś innego.
Może i ckliwe, ale fajnie się ogląda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz