W Stanach ten serial jest dziś odczytywany jako szczególnie aktualny, bo za prezydenta Trumpa wszystkie radykalne grupy nacjonalistyczne mają się coraz lepiej i atmosfera pewnie odbierana jest właśnie tak jak opisuje to Roth. Co z tego, że to historia. Pokazuje pewne mechanizmy, które są dość uniwersalne - jak łatwo manipulować tłumem, wskazać mu wroga, a potem zaostrzając retorykę nawet nie trzeba brudzić rąk, bo ludzie sami zajmą się pozbyciem tych, których wskażemy im jako tych "innych" winnych całego zła.
Ogląda się to jak film historyczny i początkowo jedynie pewne drobiazgi mówią nam, że to nie jest rok 1940, który znamy z podręczników. W Europie już od jakiegoś czasu Niemcy wymordowują Żydów, podbili już prawie cały kontynent, a w Stanach wciąż trwają dysputy czy na pewno to jest sprawa Ameryki. Nawet środowiska żydowskie wcale nie popierają włączenia się do wojny, wolą święty spokój i pełny portfel. Wszyscy dobrze wiemy, że tak właśnie było. Również postać Charlesa Lindbergha i jego ruchu są autentyczne. Tyle, że tu wygrywa on z Rooseveltem i zostaje prezydentem, a jako nowy przywódca już całkiem jawnie rozmawia z Hitlerem i zawiera z nim pakt o nieagresji. Jednocześnie w kraju głowę podnoszą ci, którzy snują bajki o białej rasie, o tym, że kraj będzie szczęśliwy jeżeli pozbędą się obcych.
Całą historię śledzimy z punktu widzenia zwyczajnej rodziny - dotąd ich żydowskie pochodzenie nikomu nie przeszkadzało, dopóki nie zapuszczali się w dzielnice np. zamieszkane przez Niemców, nic im nie groziło. Ale to się powoli zmienia. Od rzeczy małych, projektów, które wydawałoby się bezpieczne np. wywożenie na lato dzieci z rodzin żydowskich na południe Stanów, na farmy, sugerowania że nie trzeba się zamykać w swoich społecznościach, że ważniejsze od synagogi, modlitwy i tradycji, powinna być asymilacja i udowodnienie wszystkim, że chcą być dobrymi Amerykanami. A potem już są wybijane szyby, plucie, pięści, płomienie... I tym pożytecznym idiotom, którzy kiedyś bronili nowego prezydenta i cieszyli się z pokoju, rzedną miny.
Serial, w którym nie ma jakiegoś szczególnego napięcia, zwrotów akcji, wszystko rozwija się powoli, ale obserwowanie tego co Roth wymyślił i co oglądamy na ekranie i tak jest ciekawe i wywołuje ciarki. Oglądanie kronik wojennych w kinie, wiece, propaganda np. w audycjach radiowych... Nie były chyba dla twórców najważniejsze realia epoki i robienie wrażenia tym z jakim rozmachem je pokazano. Tu wygrywa historia. Oto przepis na to jak nakręcać spiralę nienawiści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz