Ostatnia notka w styczniu, dzień do dupy, lektura raczej też dołująca (Wielka samotność), więc przynajmniej wpis postanowiłem poświęcić czemuś dającemu więcej frajdy. Tym samym rozpoczynam cykl wpisów przed ceremonią rozdania Oscarów, by dać Wam swoje typy i namówić do tego co moim zdaniem szczególnie warte jest obejrzenia. Le Mans '66 na pewno na to zasługuje. Cholera, jakie to jest dobre!
Jakież emocje! Nawet gdy ktoś nie przepada za wyścigami samochodowymi, nie kręcą go cztery kółka, gwarantuję, że tu będzie miał frajdę i odruchowo będzie miał ochotę operować nogami (gaz, hamulec)...
Ryk silników, zapach spalin i faceci, którzy kochają maszyny. Jedni dla adrenaliny, prędkości, tego haju jaki daje jazda i wygrana, a drudzy bardziej by dłubiąc w nich, doprowadzać je do perfekcji. Bo o to w tym filmie chodzi. By przygotować takie auto, które zadziwi wszystkich.
Choć bohaterowie to raczej samotne wilki, dali się skusić ofercie Forda, by stanąć do wyścigu z niepokonanym dotąd Ferrari. To ma być dla firmy, która traci klientów nowe otwarcie, udowodnienie, że potrafi robić najszybsze auta na świecie. Do tego by wygrać potrzebni są nie tylko inżynierowie ale i ktoś kto czuje to auto, potrafi wykorzystać je do maksimum, bez rozwalenia go przed metą.
James Mangold zafundował nam niby dość sztampową historię o męskiej przyjaźni i miłości do samochodów, ale to się ogląda fenomenalnie. I jak trzyma w napięciu! Morderczy, całodobowy wyścig we Francji dla Forda było przede wszystkim wydarzeniem wizerunkowym, a ludzie którzy mieli im dać zwycięstwo wydawali im się nie pasować do gładkiego przekazu mającego podnieść sprzedaż. Konstruktor Carroll Shelby (Matt Damon) i mechanik, kierowca Ken Miles (Christian Bale) muszą więc walczyć nie tylko na torze, ale i poza nim, by ktoś w ostatniej chwili nie wyrzucił ich nazwisk z listy tych, którzy na sukces zapracowali.
Choć to film raczej z tych mało skomplikowanych, czuje się w tym pasję i nawet ci, którzy nie przepadają za spalinami, nie będą jakoś zmęczeni detalami technicznymi - nawet laik będzie miał frajdę z oglądania. Zdjęcia i muzyka wciągną go na pewno.
I jedyna rzecz, na którą być może ktoś się skrzywi, to że na ekranie nie widać prawie pań, jakby ich uczucia i ich świat w tym wszystkim nie był ważny. A w końcu chodziło nie tylko o pracę i pieniądze, ale i ryzykowanie życiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz