niedziela, 5 stycznia 2020

Sokół z masłem orzechowym, czyli zapomnij na chwilę o tym jak jest trudno

M. już zdążyła w tym roku być w teatrze, ja za to zdążyłem wpaść już na jakieś nowości do kina. I choć coraz bardziej jestem zmęczony masówką, w której nawet reklama jest sztampowa (najlepszy, genialny itp.), a zawartość można by zawrzeć w dwóch minutach zwiastuna (i to się naprawdę zwykle dobrze ogląda), to tym razem jestem względnie zadowolony. Dziś pierwsza z produkcji, jutro druga. A jak się ciut wykuruję to jutro kolejny wypad do kina. No chyba, że wybiorę kocyk, syrop i jakiś serial.

Siłą "Sokoła z masłem orzechowym" jest naturalność Zacka Gottsagena, młodego mężczyzny z zespołem Downa, wokół którego zbudowana jest cała historia. "Gwiazdy" są tak naprawdę w jego tle i choć w fabule opiekują się nim, uczą go różnych rzeczy, to podobnie jak w wielu innych tego typu produkcjach, sami wiele uczą się od niego - choćby właśnie naturalności, radości z rzeczy prostych. To bajka o spełnianiu marzeń, o przyjaźni, mająca wywoływać ciepło w serduchu, poprawiać nastrój, nastawiać życzliwie do innych ludzi (szczególnie z naciskiem na inność). I tak też należy na nią patrzeć, nie przejmując się pytaniami rodzącymi się w głowie: no dobra, i co dalej?

Zak to młody facet, który z powodu braku opieki rodziny, został umieszczony w ośrodku opieki razem z emerytami. Nie przestaje marzyć o wolności i o tym, by znaleźć się w szkole swojego ulubieńca - mistrza wrestlingu. Gdy ucieka jest kompletnie bezradny wobec otaczającej go rzeczywistości i choć dla niektórych to powód do drwin, inni reagują ofiarowując mu bezinteresowną pomoc. Tyler (Shia LaBeouf) jest osobą, po której raczej nie spodziewalibyśmy się odruchów empatii, szczególnie że sam ma potężne kłopoty i musi się ukrywać przed ludźmi, którzy chcą mu zrobić krzywdę. A jednak. Ich relacja i przygody bawią, ale i budzą tęsknotę za jakąś przygodą, bo tu liczy się nie tylko sam cel, ale i droga, którą przemierzają, zmieniająca ich obydwu. Dostrzega to opiekunka z ośrodka (Dakota Johnson), której zadaniem było odnalezienie Zaka i przywiezienie go do ośrodka. 
To co jest najfajniejsze w relacji głównych bohaterów to partnerstwo - choć wiadomo, że Tyler więcej umie i wie, nie ma zamiaru podkreślać na każdym kroku ograniczeń chłopaka. Wręcz odwrotnie, cały czas motywuje go do różnych rzeczy, a ten odwdzięcza się entuzjazmem, szczerością i przywiązaniem. Zak jest naiwny, prostoduszny, ale może właśnie tym zjednuje sobie ludzi, wyciąga ich z różnych smutków i problemów, przypominając, że życie mimo wszystkie może być pełne radości i chwil szczęścia.
Może nie jakieś wielkie kino, ale na pewno wywołujące ciepełko w serduchu i uśmiech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz